SZUKAJ W BLOGU

czwartek, 25 grudnia 2014

Bóg się rodzi, moc truchleje...

Zaraz obok czytania Ewangelii o Bożym Narodzeniu tą właśnie kolędą rozpoczyna się świętowanie Wigilii w domu moich Rodziców, a wcześniej Dziadków. 

Niezależnie od wieku staję oniemiała, głos mi się na moment załamuje.

Oto przychodzi do mojego życia, przychodzi do mnie i dla mnie, czy tego chcę czy nie, czy jestem daleko czy blisko. Jest. Tak Wszechmocny — Pan i Władca — i tak Bezbronny — Nowonarodzone Dzieciątko — jednocześnie. W jednej chwili wiem, że Jego Miłości potrzebuję do życia tak samo, jak powietrza. Nie da się bez niej żyć, ale też nie mogę jej zostawić dla siebie, muszę się nią dalej dzielić.

Niech Miłość zamieszka między nami. Tylko i aż tyle. Tego Wam i sobie życzę.
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony!
Ogień krzepnie, blask ciemnieje,
Ma granice Nieskończony.
Wzgardzony, okryty chwałą,
Śmiertelny Król nad wiekami!
A Słowo Ciałem się stało I mieszkało między nami.

— fragment
Pieśni o Narodzeniu PańskimFranciszka Karpińskiego

piątek, 7 listopada 2014

Ciesząc się nadmorskimi widokami

Wczoraj mgła gęsta i zimno się zrobiło, ale mam jeszcze trochę zdjęć z lepszej pogody. Czasu też na przeglądanie zdjęć mam więcej — całą noc padał deszcz a teraz jeszcze siąpi i nie chce mi się z przytulnego, ciepłego pokoju wychodzić...




czwartek, 6 listopada 2014

wczoraj, dziś...

i jeszcze parę dni jestem nad morzem. Ja, kochająca góry całym moim sercem, nagle zapragnęłam wyjechać nad morze. Może to za sprawą ostatnich kłopotów i zmartwień, które mnie nawiedziły, nawiedzają i pewnie jeszcze trochę nie odpuszczą, poczułam tę nieodpartą chęć. Trochę było pod górę za nim się udało, ale jestem. Pogodę mam wymarzoną, słoneczną i ciepłą, jakiej nikt nie spodziewałby się po listopadzie.


Myślałam, że może trochę po zwiedzam — zrezygnowałam z tych planów. Zakładam buty i kurtkę, do plecaka wkładam termos i kanapki. Wędruję plażą przed siebie... Jest najcudowniej!





Ps. Spacerowałam na boso po plaży, okulary słoneczne są w użyciu i tylko kąpać się w morzu nie mam jednak odwagi :).

poniedziałek, 22 września 2014

Piękna...

jest wreszcie gotowa. Trochę czasu to zajęło. Nawet nie chodzi o to, że taka pracochłonna, tylko ciężko było znaleźć czas na szycie.


W sumie to jest na ostatnią chwilę. Na zakończenie tego letniego sezonu i będzie na przyszłe lato...

Może... bo przecież nikt nie wie, co będzie jutro, a co dopiero za rok :). Kiedyś mnie ta „niewiadomość” paraliżowała, nie wiedziałam co z nią począć. Była tym, co najbardziej niechciane. Dziś już jest inaczej, dzisiaj cieszy mnie każda niespodzianka dnia dzisiejszego, każdy nowy poranek, każdy nowo spotkany człowiek. Każda chwila życia jest przecież darem, niezasłużonym, każdy oddech tak samo. Cieszę się tym co jest i przestałam się bać tego, co może być. Pragnę tylko, żeby każda przyszłość zastawała mnie coraz bliżej Boga...

czwartek, 18 września 2014

nie samą sałatą żyje człowiek

Pogoda coraz bardziej jesienna. Co prawda od tygodnia jest bardzo słonecznie, ale ranki i wieczory są chłodne. Słońce niestety coraz później wschodzi i coraz wcześniej zachodzi. Mnie sałata już nie wystarcza. Sięgam po ciepłe i bardzie treściwe potrawy.

Na targu szukam warzyw jesiennych, pachnących słońcem w pełni dojrzałych. Myję, kroję i wrzucam na patelnię. Lubię zapach rozgrzanej oliwy, czosnku i cebuli, duszonych pomidorów, warzyw przypalających się na patelni grillowej.

Poza tym sięgam też po soczewicę czerwoną, zieloną, groch włoski. Nie tak dawno wypróbowałam przepis stąd. Gorąco go polecam. Sycące ciepłe danie o wyśmienitym aromacie kolendry i kuminu. W moim wykonaniu wyglądało tak :).

wtorek, 16 września 2014

Św. Franciszek

Był taki moment, że się jakoś mocniej pojawił w moim życiu. Nie tylko ze względu na jego miłość do zwierząt, roślin, gwiazd i wszystkiego dokoła, jako tego, co stworzył Bóg... ach ten hymn, zawsze budził mój zachwyt... Kwiatki św. Franciszka też czytałam dość wcześnie. W dorosłym jednak życiu patron ten wcale nie jest taki łatwy, bo jak na przykład żyjąc w dzisiejszym świecie przyjąć dobrowolnie ubóstwo?

A jednak uciekam się do niego, szczególnie wtedy kiedy wiem, że odpowiedzi nie będą proste, ale za to pomagające ŻYĆ.

O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju,
Abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść;
Wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda;
Jedność tam, gdzie panuje zwątpienie;
Nadzieje tam, gdzie panuje rozpacz;
Światło tam, gdzie panuje zmrok;
Radość tam, gdzie panuje smutek.

Spraw, abyśmy mogli,
Nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać;
Nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
Nie tyle szukać miłości, co kochać;
Albowiem dając, otrzymujemy;
Wybaczając zyskujemy przebaczenie,
A umierając, rodzimy się do wiecznego życia.
— św. Franciszek z Asyżu
Ta modlitwa pozwala przywrócić odpowiednie proporcje, wrócić na drogę właściwą. Przywołanie tych słów sprawia, że przestaję mieć wątpliwości, że wiem co mam robić. Przywraca pokorę życiu i miłość.

wtorek, 9 września 2014

moje sałaty – letnie przekąski

Wczoraj słoneczny i upalny dzień skończył się rześkim deszczem. Nagrzana ziemia pachniała prawie jak wiosną, tylko zieleń trawników i drzew zupełnie inna, już nawet nie letnia tylko wczesnojesienna. Pierwsze liście zaczynają żółknąć i czerwienieć.

Dziś szaro-buro, za oknem mgła, słońca nie widać zza chmur. A dopiero co było lato... A dopiero co, jak byłam głodna szykowałam sobie takie przekąski :).


Sałaty rosły mi pięknie i z największą radością zrywałam listki, myłam pomidory, dodawałam twarożek lub mozzarellę, skrapiałam oliwą, octem balsamicznym, posypywałam solą i pieprzem. Gotowe! Nic więcej mi nie było potrzeba do jedzenia tego lata :).


Czas płynie nieubłaganie, czasem mi tego szkoda. Robię w myślach fotografie pięknych, dobrych chwil i rzeczy, które mnie spotykają. Najważniejsze jednak pozostaje tu i teraz, każda chwila. Nie oglądam się wstecz i nie wybiegam w przyszłość, żeby nie przegapić tego, co jest. To trzyma przy ŻYCIU, kiedy jest naprawdę ciężko.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Edyta Stein wraca do mnie

Koniec lipca minął mi na doprowadzeniu wielu spraw przed urlopem do takiego stanu, żeby nie wymagały interwencji w jego trakcie. Pierwsze dni sierpnia szykowałam się do DROGI, a potem wyruszyłam jak w ubiegłym roku. Zawsze przed wyjściem pojawia się lęk, że może tym razem się nie uda, że ból będzie zbyt duży, że zdrowie nie pozwoli... i trzeba będzie wracać do domu. Za każdym razem dopiero tuż przed wyjściem łapię oddech i mimo lęków oddaję całą Drogę Bogu. To On dodaje sił, to On prowadzi i nagle pojawia się pokój — bo na pielgrzymce o nic nie muszę się martwić, to On idzie przy mnie i dba o mnie, nic nikomu nie muszę udowadniać. Za każdym razem to doświadczenie jest inne, inne dolegliwości się pojawiają (nie ma sposobu, żeby się przed nimi zabezpieczyć), ale też za każdym razem Bóg zaskakuje swoją Miłością. Nie da się tego opisać, nie ma sensu, bo to są bardzo intymne zdarzenia między Nim a każdym z pielgrzymów i dla kogoś z boku mogą nic nie znaczyć, albo być zwyczajnie śmieszne.

Warszawska Akademicka Pielgrzymka Metropolitalna rusza z Warszawy szlakiem krwi — tu w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego Niemcy dokonywali masowego mordu... Świadomość, że idzie się właśnie tymi naznaczonymi okrutną historią ulicami wbija się w mózg i serce. W tym roku jakoś wyjątkowo mocno, może dlatego, że Ukraina tak niedaleko... Szłam ze ściśniętym gardłem, myśląc o tym, że już za parę dni będę szła z bólem nóg i kręgosłupa, ale to przecież nic, ten mój ból taki mały i taki śmieszny się wydał...

Tuż przed wyjściem na pielgrzymkę dostałam tekst Edyty Stein:
Jeżeli zdołasz zachować spokój,
chociażby wszyscy już go stracili, [...]
jeżeli nadal masz nadzieję, chociażby wszyscy [...] zwątpili, [...]

jeżeli umiesz czekać bez zmęczenia;
jeżeli na obelgi nie reagujesz obelgami;
i nie odpłacasz nienawiścią za nienawiść, [...]

jeżeli umiesz przyjąć sukces i porażkę,
traktując je spokojnie — bez pychy i bez załamania; [...]

kiedy spokojnie przyjmiesz ruinę tego,
co było treścią twego życia,
i pokornie zaczniesz odbudowę zużytymi już narzędziami;
jeżeli potrafisz na jednej szali położyć wszystkie twe sukcesy
i zaryzykować;
jeżeli potrafisz przegrać i zacząć wszystko od początku,
nie żaląc się, że przegrałeś;
jeżeli umiesz rozmawiać z nieuczciwymi, nie tracąc uczciwości
i spacerować z królem bez pozy i uniżoności;
jeżeli nie mogą cię zranić wrogowie ani serdeczni przyjaciele; [...]

jeżeli potrafisz korzystać z każdej minuty,
nadając wartość każdej przemijającej chwili —
Twoja jest ziemia i wszystko, co na niej
Edyta Stein, patronka Europy, zginęła w Auschwitz.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Brzozy

Las zawsze dla mnie pozostaje rodzaju męskiego. Właściwie to prawie zawsze, bo brzezina wywołuje już inne skojarzenia.


Brzozy piękne, białe, wysmukłe, z delikatnymi gałęziami poruszającymi się wdzięcznie przy podmuchach wiatru są niczym gibkie tancerki w białych trykotach. Brzozowe zagajniki wręcz wołają o zabawę w ganianego i slalom między smukłymi pniami.Kiedyś byłam dzieckiem, ale dziś też czasem staje się nim na chwilę — kiedy nikt nie patrzy :D.


Ach, te brzozy...

niedziela, 6 lipca 2014

letnie jajko sadzone

Obiady letnie mają to do siebie, że w ramach letniego lenistwa szuka się potraw, które można szybko przygotować bez długiego stania nad kuchnią. Pora roku zresztą bardzo temu sprzyja, bo dostępnych jest dużo świeżych warzyw pachnących słońcem i deszczem. Ciepła pogoda zmienia też wymagania względem potraw. Nie muszą być takie bardzo pożywne, za to im większy upał tym bardziej doceniamy rześkość smaków. Nawet najbardziej zapaleni mięsożercy potrafią się zadowolić daniami bezmięsnymi :). Lubię takie gotowanie, szybkie, lekkie, przyjemne i kolorowe (tak, tak, to jest pora kiedy można na prawdę poszaleć z paletą barw na talerzu).

Jakiś czas temu będąc u Jednej z Sióstr Męża na własne oczy zobaczyłam, że Jeden z Siostrzeńców M. jest specjalistą od jajek sadzonych. Uwielbia je i jest już zupełnie samodzielny w ich produkcji :). Zainspirował mnie. Dla mnie to powrót do dzieciństwa... przez długie lata nie robiłam jajek sadzonych i teraz mnie wzięło. Po pierwszym jajku sadzonym tylko z solą i pieprzem (ach! jak mi smakowało po tylu latach przerwy!) zaczęłam eksperymentować. Ostatnio w ramach letniego obiadu powstało coś takiego:


SKŁADNIKI
  • plasterki szynki, polędwicy lub boczku (bardzo dobrze można zagospodarować resztki, których już nikt nie chce zjeść)
  • jajka
  • pomidor
  • kiełki rzodkiewki
  • pieprz świeżo mielony
  • sól


WYKONANIE
Na patelni rozpuściłam trochę masła i ułożyłam plasterki szynki. Kiedy plasterki zaczęły się rumienić wbiłam dwa jajka, posypałam solą i świeżo zmielonym pieprzem. Gdy jajka już lekko się ścięły od spodu, położyłam część kiełków i przykryłam pokrywką. W tym czasie sparzyłam pomidory, obrałam, pokroiłam i ułożyłam na talerzu. Gotowe jajka sadzone przełożyłam na talerz obok pomidora (można go też skropić odrobiną oliwy z oliwek, posypać pieprzem oraz solą) i posypałam resztą kiełków rzodkiewki. Do tego jeszcze kromki chleba z masłem. I już gotowe!

niedziela, 22 czerwca 2014

Zapach ziół

Moje własnoręcznie posiane ziółka rosną coraz bujniej. Cieszą moje oko, nos i serce. Od niedawna również podniebienie. Na razie nie śmiało — bo szkoda mi tych pięknych młodych listków, co chwilę temu nasionkiem były — zaczynam używać ich w kuchni.

Caprese z czerwoną bazylią własnej uprawy :)

Tak na przykład, czerwona bazylia uświetnia chyba najprostszą z sałatek, a mianowicie caprese. Pomidory, mozarella, bazylia, dobra oliwa z oliwek i pieprz. Nic więcej nie trzeba. Może jeszcze kawałek świeżego i chrupiącego pieczywa. A moja czerwona bazylia pachnie tak intensywnie... Mniam! :)

sobota, 21 czerwca 2014

bo chcę mieć wpływ na miejsce, w którym żyję...

...czyli o budżecie partycypacyjnym i nie tylko.

Nie jestem społecznikiem. Nie mam żadnego zacięcia politycznego. Nie jestem działaczką. Nie jestem pewna swojego patriotyzmu, bo to bardzo doniosłe słowo. 

Bliższy wydaje mi się patriotyzm lokalny, ale i tu mam pewien zgryz. Pochodzę z niedużej miejscowości x pod bardzo dużym miastem Y i jak słyszę, że ktoś też jest z x, to zaraz nawiązujemy nić porozumienia. Tylko od lat już ponad 10 związana jestem z Y, tu mieszkam, pracuję, znalazłam miejsca, które w Y lubię, ale nadal to nie jest „moje miejsce”, jeśli wiesz o czym mówię drogi czytelniku... Ciągle miejsce mojego dzieciństwa jest tym, z którym czuję się zrośnięta, w którym każdą ingerencję odczuwam jak ingerencję na swoim ciele...

Jednak miejsce, gdzie mieszkam nie jest mi obojętne. Podnoszę śmieci rozrzucone przez mieszkańców osiedla, zgłaszam administracji urwane klamki, nieodśnieżone wejście do klatki czy śliską podłogę w śmietniku, ale te rne propozycje usprawnień. Biegam na zebrania wspólnoty mieszkaniowej.

Wszystko po to, żeby mieć jakiś wpływ na to gdzie mieszkam, ale przede wszystkim, żeby nie narzekać. Nie znoszę narzekania, że źle, że nie tak, że pieniądze wyrzucone w błoto, że nikt nie myśli o bezpieczeństwie, że badziewie, że za drogo, że za tanio, że po znajomości... 

Własne narzekanie zabija mnie od środka. Na swoje i cudze narzekanie mam przygotowaną odpowiedź, która hamuje ten potok: „Co zrobiłeś/aś, żeby tak nie było?”. Działa jak kubeł zimnej wody, motywująco. Weź się w garść! Nie masz prawa narzekać, jeśli sam nie robisz nic, żeby zmienić to, co Ci nie odpowiada. Nie krytykuj rządzących, jeśli nie idziesz na wybory. Nie mów, że inni śmiecą, jeśli sam nie segregujesz starannie śmieci, jeśli nie podnosisz śmieci leżących na chodniku, jeśli nie zaproponujesz administracji, żeby postawiła kosz tam, gdzie go brakuje, itd.

Czy nasz społeczeństwo jest obywatelskie? Otóż, według mnie w bardzo małym stopniu. Lubimy narzekać, ale jeszcze bardziej nie lubimy się angażować. Nie obchodzi nas wiele poza czubkiem własnego nosa, a jednocześnie mamy pretensje do wszystkich wokół. A przecież życie jest w naszych rękach! Pora skończyć z narzekaniem i zainteresować się możliwościami działania, jakie mamy do dyspozycji. Ja zacznę dziś od głosowania dotyczącego budżetu partycypacyjnego w moim Y!

Ps. Notka powstała na skutek złości jaka mnie zalała, kiedy się dowiedziałam zupełnym przypadkiem i zbiegiem okoliczności o tym, że coś takiego jak budżet partycypacyjny istnieje. Dlaczego o tym nie wiedziałam wcześniej? Dlaczego media ciągle promują suplementy diety, para-farmaceutyki, kosmetyki, kredyty i inne bzdury, a nie zależy im na wspieraniu budowania społeczeństwa obywatelskiego przez informowanie obywateli o ich prawach, możliwościach, o tym że nie trzeba być politykiem czy działaczem, żeby mieć wpływ na nasze otoczenie... nie, to nie. W tej sytuacji ogłaszam uroczyście wszem wobec i każdemu z osobna, że istnieje coś takiego jak budżet partycypacyjny i warto jeśli nie składać samemu projekty, to przynajmniej brać udział w wybieraniu projektów do realizacji! Szczegółów najlepiej szukać na stornach internetowych miasta.

sobota, 7 czerwca 2014

Po pracy, po obiadku, po deszczu... wychodzi słońce

Tak było w tym tygodniu. Przy czym wieczór zwykle kończył się kolejnym deszczem. Co dzień inna temperatura i deszcz ze słońcem na zmianę. Trochę to męczące, ale też takie prawdziwe i życiowe.

Na przekór różnym piętrzącym się trudnościom nagle, po czasie melancholii i zniechęcenia do czegokolwiek, mam znów zapał. Czasem szybko gaśnie, ale jednak jest, tli się, żarzy, a momentami wybucha silnymi płomieniami. Do jedzenia, gotowania, sprzątania, prasowania, siania, podlewania i doglądania roślinek, szycia, uprawiania sportu, spotykania i rozmawiania z ludźmi... coś w środku się do tego wszystkiego uśmiecha, jakaś iskra nadziei i radości, takiej zupełnie nie zrozumiałej, nie wypracowanej własnoręcznie, niezasłużonej, a tak potrzebnej, tak wyczekiwanej, tak upragnionej.

Dobry Boże dziękuję Ci za to, tak samo jak za łzy, które dajesz, ale które sam ocierasz.
Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże!
(Ps. 42, 2)

czwartek, 5 czerwca 2014

Moje uprawy

W tym roku ruszyłam z uprawami i zagospodarowuję balkon, i nie tylko.

Po pierwsze, dostałam w prezencie od Taty kiełkownicę. Proste naczynie ułatwiające hodowlę kiełków. Przynajmniej raz na tydzień wysiewam szalkę lub dwie i potem dodaję surowe do sałatek, kanapek, twarożku. Kiełki z twardszych nasion wrzucam na krótko (żeby trochę zmiękły) na patelnię z oliwą i czosnkiem, lekko solę — takie stanowią bardzo fajny dodatek do obiadu. Siałam już w tym roku: słonecznik, rzeżuchę, sięmię lniane, lucernę, rzodkiewkę, gotową mieszankę chińską...


Poza tym zrobiłam też zasiewy na balkon. Na razie to nie wygląda jeszcze pięknie, choć dość obiecująco. Z radością codziennie doglądam moich rosnących roślinek. Posiałam sporo ziół: bazylię czerwoną, oregano, pietruszkę, szczypiorek, lawendę, kolendrę, lubczyk... mam też już dłużej hodowane bazylię zieloną, rozmaryn i szałwię. Chciałabym jeszcze posadzić melisę i miętę. Z kwiatów będą nasturcje i aksamitki — przemieszałam je z lawendą, bo lubię w kwiatach połączenie odcieni pomarańczy z niebieskim i fioletami.

Zioła: pietruszka lawenda, kolendra, bazylia czerwona i zielona...

Ciekawa jestem co z tego wszystkiego będzie... na razie trzeba czekać :)

Kwiaty: nasturcje, aksamitki, lawenda

środa, 4 czerwca 2014

Bliny

Czasem nachodzą mnie zachcianki jedzeniowe. Potrawa zaczyna za mną chodzić i nie chce się odczepić. Trzyma się mnie tak długo, aż jej nie zrobię. Bywa tak namolna, że rzucam inne domowe prace i biegnę do sklepu po składniki. Ostatnim takim prześladującym mnie daniem były bliny. Pragnienie narastało, a ja je odrzucałam, bo miałam inne rzeczy na głowie... nic to nie dało... o godzinie 21.00 skapitulowałam i sięgnęłam po Kuchnię Polską, wyjęłam potrzebne składniki (szczęśliwie wszystko było w domu) i do dzieła!

Jednocześnie w duchu myślałam, że niezła ze mnie wariatka. Kto widział o takiej porze brać się za gotowanie... i to w tygodniu pracy, a nie w weekend, kiedy można by to odespać, kiedy czasem toczy się nocne Polaków rozmowy...

A to bohaterowie! Z kwaśną śmietaną, solą i pieprzem gorąco polecam! :)


A mój organizm? Widać wie czego chce, bo — aż dziw — nic a nic mi nie zaszkodziło to nocne jedzenie.

wtorek, 3 czerwca 2014

Już nie długo lato

Ani się obejrzałam a wiosna przeleciała jak błyskawica. Tegoroczna nie była dla mnie najłatwiejsza, ale przecież nie warto marudzić, chodzi o to, żeby ŻYĆ w pełni, żeby nie ustawać w drodze, nawet jeśli nie zawsze starcza oddechu.

Zawilce

Dziś zostawiam zrobione tej wiosny, gdzieś po drodze życia, zdjęcia — uchwycone to, co dobry Bóg daje nam w obfitości, choć nie zawsze chcemy widzieć. Czasem wystarczy przemóc lenia i wyjść z domu...

Kaczeńce

Czeremcha

Wtedy, kiedy jest trudno, kiedy zaczyna mi się wydawać, że nie ma wokół mnie nic dobrego (ach, jak ogromne to kłamstwo!), wychodzę z domu i zaczynam szukać Jego drobnych śladów, uśmiechów, prezentów specjalnie dla mnie.

Barwinek

Zawsze coś znajduję :). Ktoś może powiedzieć, że jestem nieobiektywna, że ponieważ zachwycam się przyrodą, to nie trudno mi znaleźć taki „prezent”. Tymczasem On lubi zaskakiwać nawet mnie...

Wierzbowe puchy

W ubiegłym tygodniu wracałam w niesamowitej ulewie z pracy. Jadę dwoma autobusami z przesiadką — muszę przejść przez skrzyżowanie, żeby zmienić przystanek. Stoję w tym deszczu na światłach, woda się po mnie leje (parasol zostawiłam rano w domu, bo pogoda była ciepła i bezchmurna) i podchodzi do mnie człowiek pod parasolem — Może chciałaby się Pani schować pod parasolem? Zmieści się Pani. Przeczekałam zmianę świateł i przeszłam przejście dla pieszych pod parasolem :)! Kompletnie bezsensu, bo przecież i tak byłam mokra, ale sam gest zatroskania... Bóg postawił człowieka, żeby odnowić wiarę w ludzi — dla mnie ogromny prezent!

Kwitnące kosaćce błotne

 Wierny jest Ten, który was wzywa[].
(1 Tes. 5, 24)


Kosaćce z oddali

I na koniec jeszcze niebieska łąka :)


Niebiańska łąka w pobliżu osiedla Rodziców

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Powstaje...

po woli, niespiesznie, na raty, trochę mozolnie pierwszy mój taki poważny szyciowy projekt. Mam nadzieję, że spełni moje oczekiwania i nie zakończy się kompletną klapą, i zmarnowaniem pięknego materiału. Wrzucam tylko taki kolaż z prac, nic więcej, żeby nie zapeszyć niepotrzebnie.

poniedziałek, 31 marca 2014

Sos pieczarkowy

W ramach szybkich dodatków do obiadów jakiś już czas temu (tak, tak, dawno mnie tu nie było, czas gnał jak szalony i nie było kiedy pisać) zrobiłam sos pieczarkowy.

SKŁADNIKI
  • pieczarki
  • cebula
  • pieprz świeżo mielony
  • sól
  • śmietana
WYKONANIE
Pieczarki obrałam i pokroiłam. Cebulę posiekałam w piórka. Na patelni rozgrzałam olej, wrzuciłam cebulę do zeszklenia, potem pieczarki. Wszystko poddusiłam, na koniec dodając soli i świeżo mielonego pieprzu. Odstawiłam do przestygnięcia. Przełożyłam wszystko do głębszego garnka, dodałam śmietanę i zmiksowałam. Zależnie od preferencji, można miksować dłużej tak, żeby sos był gładki — wtedy warto włożyć wszystko do blendera. Ja lubię niejednorodną strukturę sosu z malutkimi kawałeczkami pieczarek, więc miksuję krótko.

Sos świetnie sprawdza się do makaronu (można jeszcze posypać startym żółtym serem), ale też do ryżu, mięs (również do wykorzystania różnych resztek, które pokrojone można odgrzać w sosie), czy zapiekanek.

Poniżej wykorzystanie z makaronem.

Makaron pene z sosem pieczarkowym i tartym żółtym serem

niedziela, 30 marca 2014

Pierogi-party i co można zrobić z farszem, czyli naleśniki

Jeszcze w karnawale przyjaciele zaprosili nas na pierogi-party. Idea była taka, że gospodarze zapewniali ciasto na pierogi (gospodarz robi najlepsze pod słońcem ciasto na pierogi), a goście przynoszą różne farsze. Szczerze mówiąc, o szykowaniu pierogów wiem niewiele. Moja Mama jako matka pracująca nie miała czasu na takie fanaberie jak lepienie pierogów. Ten brak domowych pierogów odbijałam sobie potem już jako studentka w barach mlecznych i pierogarniach. Lubię pierogi świeżo ugotowane i takie odsmażane, praktycznie z dowolnym farszem. Ku mojej ogromnej radości pierogi są popisowym daniem mojej Teściowej. Niestety do dziś sama ciasta na pierogi robić nie umiem.

Na hasło pierogi-party ucieszyłam się bardzo i odetchnęłam z ulgą na wieść, że przynieść mamy tylko farsz, bo z ciastem, którego nigdy nie robiłam mogłoby być różnie ;).

Przewertowałam przepisy w internecie, poszłam po poradę do Mamy i dostałam od niej książeczkę Hanny Szymanderskiej „Naleśniki, pierogi, krokiety”. Zdecydowałam się na farsz kurpiowski z soczewicą:

SKŁADNIKI
  • szklanka soczewicy
  • 2 ziemniaki ugotowane w mundurkach
  • 2 duże cebule
  • 2 łyżki oleju
  • jako ugotowane na twardo
  • jajko surowe
  • majeranek
  • sól
  • świeżo mielony pieprz
WYKONANIE
Umytą i namoczoną soczewicę ugotowałam i odcedziłam. Posikaną drobno cebulę zeszkliłam na patelni i przestudziłam. Ugotowane jako drobno pokroiłam, obrałam ziemniaki i pokroiłam. Następnie ziemniaki, ugotowane jajko, cebulę i soczewicę zmieliłam w młynku. Dodałam surowe jajko, przyprawy i dokładnie wyrobiłam masę.

Farsz w naleśniku

Do pierogów nadawała się świetnie i była bardzo smaczna. Niestety wobec mnogości farszów oczywiście mnóstwo farszu zostało. Wróciłam więc ze sporą porcją farszu do domu. Problem — bo ciasta nie umiem zrobić, bo to czasochłonne a ja mam co robić, poza tym przecież nie chcę, żeby się zmarnowało. Po krótkim namyśle przyszły mi do głowy naleśniki — i to był strzał w dziesiątkę. Podałam je z kwaśną śmietaną, czego na zdjęciu niestety nie widać. Pycha!

Smażenie naleśników :)

wtorek, 25 lutego 2014

czytanie z 23 lutego 2014

Niedzielne czytania ciągle jeszcze we mnie drążą. Nie mogę przestać o nich myśleć. Ciemność mojej własnej sytuacji i to, co dzieje się na świecie z jednej strony. Z drugiej takie Słowo...tak bardzo oświetlające słabość i krzepiące.
Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz! Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata. Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu. Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz kochał bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan.
(Kpł 19, 2.17-18)
Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście. Niechaj się nikt nie łudzi. Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga. Zresztą jest napisane: "On udaremnia zamysły przebiegłych", lub także: "Wie Pan, że próżne są zamysły mędrców". Nikt przeto niech się nie chełpi z powodu ludzi.
(1 Kor 3, 16-21)
Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nastaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. [...] Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?
(Mt 5, 39-42.44-47)

poniedziałek, 24 lutego 2014

Zapiekany kalafior

Kontynuując eksperymenty z dostępnymi warzywami postanowiłam zapiec kalafior. Wyszło dobrze, więc dzielę się przepisem.

Zapiekany kalafior

SKŁADNIKI
  • kalafior
  • 2 ząbki czosnku
  • 4 jajka
  • 100 ml śmietany
  • 5 dag startego ostrego sera
  • łyżeczka oregano
  • pół łyżeczki gałki muszkatołowej
  • sól
  • świeżo mielony pieprz
WYKONANIE
Zaczęłam od nastawienia osolonej wody. Kalafior podzieliłam na różyczki i umyłam. Kiedy woda się zagotowała, wrzuciłam kalafior i gotowałam ok. 5 minut. Następnie odlałam go na durszlaku i pozostawiłam do ostygnięcia. W tym czasie, do miski wrzuciłam rozgniecione ząbki czosnku i jajka, ubiłam, dodałam śmietanę dalej ubijając. Następnie dodałam wszystkie przyprawy i połowę startego sera, dokładnie wymieszałam. W naczyniu żaroodpornym ułożyłam kalafior i zalałam masą śmietanowo-jajeczną. Na koniec wierzch posypałam resztą sera i włożyłam naczynie do nagrzanego piekarnika (180°C) na godzinę. Można jeść na ciepło i na zimno.


To, co zostanie można przechować w lodówce i następnego dnia odgrzać w piekarniku lub mikrofalówce (tej ostatniej w domu nie mam, ale testowałam w pracy:). Zapiekankę można wzbogacić pokrojoną w  paski papryką, lub pokrojonym w plastry pomidorem, pokrojonym w kostkę boczkiem i czym kto lubi :). Ja lubię popijać tak zapiekankę czystym barszczem podanym w kubeczku lub dużej filiżance.

Ps. Ponieważ poczułam wiosnę i coraz więcej światła gości na moich parapetach, zamierzam w najbliższych dniach rozpocząć hodowlę kiełków na wiosenne sałatki :).

sobota, 22 lutego 2014

Grillowana cykoria

Szukam ciągle alternatywnych dań z dostępnych w tej chwili warzyw. Ostatnio padło na cykorię.

Robiłam już tartę (przepis można znaleźć tu) i gorąco ją polecam. Zrobiłam ją trochę po swojemu — na słonym kruchym spodzie, w którym połowę mąki zastąpiłam mielonymi włoskimi orzechami. Zdjęcia zrobić niestety nie zdążyłam :). Tarta jest mocno orzechowa.

Podzielę się za to zdjęciami i pomysłem na grillowaną cykorię.

Grillowana cykoria

SKŁADNIKI
  • cykoria
  • oliwa
  • zioła prowansalskie
  • pieprz świeżo mielony
  • ocet balsamiczny
WYKONANIE
Pozbawioną zewnętrznych liści i opłukana cykorię pokroiłam wzdłuż na cztery części. Przy pomocy silikonowego pędzelka posmarowałam oliwą, posypałam ziołami i pieprzem.

Przygotowana do grillowania cykoria

Rozgrzałam grillową patelnię i kiedy już była gorąca ułożyłam na niej ćwiartki cykorii. Przy pomocy szczypców kuchennych obracałam tak, żeby zarumieniły się ze wszystkich stron.

Grillowanie cykorii

Gdy były już gotowe, przełożyłam na talerz i pokropiłam octem balsamicznym. Są doskonałe na ciepło! Są też o wiele łagodniejsze niż surowe, mają zdecydowanie mniej goryczy. Według mnie dobrze komponują się z ryżem ugotowanym z dodatkiem kurkumy i sosu sojowego. Pasować będzie też grillowane lub usmażone na małej ilości tłuszczu mięso.

czwartek, 6 lutego 2014

Korzenny grejpfrut na ciepło

Na zimowe wieczory, zwłaszcza gdy za oknem szaleje wiatr, mróz i śnieg, najbardziej lubię korzenne i cytrusowe smaki.

Dawno temu (nie tak bardzo dawno, ale jednak) w ramach ślubnego prezentu dostaliśmy książkę z przepisami na desery (Wielka Księga Deserów, Wydawnictwo Prószyński i S-ka), żeby było nam słodko. Znalazłam tam przepis, który mnie zadziwił — zapiekany grejpfrut z imbirem i miodem. Grejpfrut w piekarniku?! A jednak!!!

Korzenny grejpfrut

SKŁADNIKI
  • grejpfrut (na dwie osoby jeden)
  • mielony imbir
  • miód
WYKONANIE
Owoc starannie myjemy, kroimy na pół i wyjmujemy miąższ, pozbywając się błonek. Oczyszczone skórki bedą pełniły rolę miseczek i naczyń do zapiekania. Od wewnątrz posypujemy je równomiernie imbirem, smarujemy miodem i napełniamy miąższem. Tak przygotowane połówki wkładamy do piekarnika nagrzanego do temperatury 150°C na 10 minut. Potem już tylko należy podać je na deserowych talerzykach z łyżeczkami i delektować się :). W zależności od ilości dodanego imbiru deser może słabiej lub mocniej szczypać w język :). Gorąco polecam ten deser. Jest na prawdę smaczny i rozgrzewający! Dodatkowym plusem jest piękny zapach napełniający mieszkanie.

Z okazji imienin wszystkim Dorotkom życzę wiele dobrego!

niedziela, 2 lutego 2014

Mrożonka chińska mieszanka

Co raz trudniej o dobre warzywa w sensownej cenie. Sięgam więc po mrożonki. Szczególnie przypadł mi mrożony groszek — wystarczy rozmrozić i chrupać. Taki groszek nie wiele ma wspólnego z tym z puszki. Za to ma piękny intensywny kolor, jest słodkawy i lekko chrupiący. Przepadam :).

Mrożonki mają też taką zaletę, że dość szybko można z nich przygotować obiad, bo nie trzeba myć, obierać, siekać czy kroić :).

Ostatnio w moje ręce wpadła mrożonka chińska. Postanowiłam dodać do niej mięso i ryż. A o to jak powstało danie:

Mięso i warzywa (mieszanka chińska) na patelni

SKŁADNIKI
  • oliwa
  • opakowanie mrożonki „Mieszanka Chińska”
  • ryż
  • pierś z kurczaka
  • sos sojowy
  • kozieradka
  • sól
  • kurkuma
  • łyżka masła
WYKONANIE
Mięso opłukałam i pokroiłam w drobne kawałki, posypałam kozieradką i podlałam oliwą, wymieszałam i odstawiłam. Osoloną wodę nastawiłam na ryż. Kiedy już się zagotowała, wrzuciłam ryż i nastawiłam minutnik na 10 minut. Przed końcem gotowania dołożyłam łyżkę masła i odrobinę kurkumy. W międzyczasie podsmażyłam na oliwie mięso i dodałam mrożone warzywa. Podgotowany ryż odcedziłam i przełożyłam na patelnie z mięsem i warzywami.

Dodaję ryż zabarwiony kurkumą

Dodałam sosu sojowego, wymieszałam, zmniejszyłam ogień i przykryłam patelnię pokrywką na około 10 minut. Gotowe danie pachnie kozieradką i sosem sojowym — mnie odpowiada :).

sobota, 18 stycznia 2014

Zupy

Po marazmie kuchennym jakaś odmiana we mnie. Znowu chce mi się gotować :). Ostatnio bywał tylko makaron, jajka i różne poświąteczne resztki. Nawet nie dlatego, że koniecznie trzeba było je zagospodarować — mogły być również elementem kolacji, jak np. pasztet (swoją drogą wyszedł w tym roku moje Mamie rewelacyjny!) — ale nie chciało mi się. Sama myśl, że mam coś szykować nastrajała mnie negatywnie. Więc tylko sięgałam do lodówki i powstawało jedzenie na szybko... 

Wróciłam do gotowania. Głównie zup. W mojej kuchni zupy powstają przede wszystkim zimą (nie licząc chłodników). Lubię wracać do domu, kiedy na kuchni stoi pełny garnek, który wystarczy tylko podgrzać. Zupy powstają więc przeważnie wieczorową porą i są na następny dzień :).

W ostatnim czasie powstały dwie zupy, którymi bym się chciała podzielić.

ZUPA RYBNA
SKŁADNIKI
  • warzywa na wywar (por, marchewka, pietruszka, seler)
  • cebula
  • dowolny filet rybny
  • koncentrat pomidorowy
  • suszona bazylia
  • jajko
  • mąka
  • sól, pieprz
WYKONANIE
Warzywa na wywar obieramy, cebulę obieramy i kroimy na pół, wrzucamy do garnka z wodą, solimy, stawiamy na gazie i po doprowadzeniu do wrzenia gotujemy ok. 20 minut. Oczyszczony filet wkładamy do wywaru i gotujemy kolejne 20 minut na małym gazie. Po przestudzeniu wyławiamy wszystko z wywaru. Rybę rozdrabniamy i pozbawiamy ości, jeżeli takie ma. Marchewkę siekamy. Przygotowaną rybę i marchewkę z powrotem wkładamy do wywaru. Suszoną bazylię (ok. 2 łyżeczki) zaparzamy w małej filiżance. Koncentrat rozpuszczamy w wywarze (ilość według upodobań). Wlewamy zaparzoną bazylię, a z mąki i jajka szykujemy ciasto na lane kluski. Do gotującej zupy wlewamy lane kluski, skręcamy gaz na bardzo mały i przykrywamy garnek pokrywką na ok. 3 minuty. Gotowe!

Zupa rybna

ZUPA Z KUKURYDZY
SKŁADNIKI
  • warzywa na wywar (por, marchewka, pietruszka, seler)
  • masło
  • szynka
  • cebula
  • por
  • papryka
  • puszka kukurydzy
  • tymianek
  • sól, pieprz
 
Warzywa na patelni
WYKONANIE
Warzywa na wywar obieramy, wrzucamy do garnka z wodą, solimy, stawiamy na gazie i po doprowadzeniu do wrzenia gotujemy ok. 20 minut. Łyżkę masła rozgrzewamy na patelni, podsmażamy pociętą w wąskie paseczki szynkę. Następnie dorzucamy posiekane drobno cebulę, białą część pora i paprykę. Jak warzywa na patelni zmiękną, dodajemy odcedzone ziarna kukurydzy i bazylię. Z wywaru wyławiamy pietruszkę, pora i wrzucamy zawartość patelni. Całość gotujemy na małym ogniu ok. 10 minut. Po przestudzeniu całość miksujemy i doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Smacznego!

Gotująca się zupa jeszcze przed zmiksowaniem
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...