SZUKAJ W BLOGU

poniedziałek, 27 lutego 2012

już nie tak długo do wiosny!

Co prawda na dworze pogoda zdecydowanie jeszcze nie wiosenna i rośliny raczej przyczajone. O trawnikach wielkomiejskich nie będę pisać wcale. No może tylko tyle, że jak widzę pieska to mi się nóż w kieszeni otwiera.

Dzień jednak wydłuża się — och, jaka to radość, że jak wstaję to na zewnątrz nie panują już egipskie ciemności, a powrotom z pracy też już czasem, zależnie od dnia, towarzyszy słońce. Od razu inaczej funkcjonuję i więcej we mnie radości, energii. Boże dziękuję Ci za słońce i dłuższe dni!

Mimo zimna i śniegów bazie jednak po troszku wyłaziły, o czym już zresztą pisałam. Udało mi się wreszcie pozgrywać baziowe zdjęcia. Oto one!

Wierzbowe bazie

Bazie osikowe

niedziela, 26 lutego 2012

Kawowo

Na pewno nie pretenduję do miana znawcy kawy. Ani mi to w głowie. Poprostu lubię i tyle. Nie mam ekspresu i piję głównie rozpuszczalną (już słyszę jęki smakoszy, że to profnacja). Ranek zaczynam od wędrówki do kuchni, żeby nastawić wodę. Potem zalewam do połowy wodą i uzupełniam dużą ilością mleka (profanacja po raz drugi). Po wypiciu kubka tak przyżądzonej kawy mogę zacząć działać, dzięki temu rytuałowi wychodzę z krainy snu i przechodzę do rzeczywistości.

Jeśli coś lub ktoś zakłóci mój poranny rytuał to może być źle — w niedobudzeniu działam jakby po omacku. Rozsypuję i rozlewam co się da w kuchni, nie mówiąc już o skrajnym przypadku, kiedy zalałam łazienkę na skutek przelania umywalki w czasie brania prysznica. Koszmarne wspomnienie sprzątania zalanej po kostki łazienki w pośpiechu (żeby nie spóźnić się do pracy) sprawia, że obiecałam sobie, że nigdy ale to przenigdy nie zmienię kolejności — rano najpierw kawa a potem prysznic.

Lubię też kawę z ekspresu, mrożoną, latte... czasem wystarcza mi sam zapach palonej i parzonej kawy. Są dni kiedy kawy nie piję, moja pseudowada serca nie zawsze pozwala. Gdy serce wali jak oszalałe samo z siebie wystarczyć musi (i wystarcza:) sam zapach :). Nie cierpię tzw. „zalewajki” z fusami na dnie.

Nie potrafię się oprzeć żadnym kawowym deserom: cukierkom, lodom, ciastom, kremom...

Od wczoraj chodziło za mną „mam ochotę coś upiec”. Początkowo myślałam, że będzie to coś drożdżowego, ale spokojnie czekałam na chwilę pewności. Moje działalności kulinarne są spontaniczne, decyzje nagłe pod wpływem bliżej nieokreśonego impulsu. Jak już coś mi się uwidzi to ciężko mnie od tego odwieźć.

Szperając w internecie znalazłam taki przepis. Działając szybko i trochę na pamięć, według jakiś już wyrobionych schematów kuchennych, nie zauważyłam, że w przepisie należało użyć rozpuszczonego masła. W połowie szykowania ciasta (jak się zorientowałam, że masło miało być rozpuszczone) wpadłam w popłoch, ale było już za późno. Efekt był taki, że moje ciasto z pewnością nie było lejące, kulki formowałam ręcznie... i absolutnie to ciastkom nie zaszkodziło :). Pyszne, chrupiące, kawowe, nadają się doskonale do herbaty... lub kawy! :) Smakowały nawet Tacie, który zawsze jest sceptycznie nastawiony do nowych prób kuchennych (zwłaszcza córkowych), najlepiej smakuje mu to co dobrze zna i co gotuje moja Mama. A tu proszę, zachwycony!

poniedziałek, 13 lutego 2012

Walentynkowo

Od samego początku bojkotowaliśmy „Walentynki”. No dobrze, może nie zupełnie. Z okazji Wspomnienia Świętego Walentego, patrona zakochanych, rokrocznie razem uczestniczyliśmy we Mszy Świętej.

W  tym roku, ponieważ wiele się w naszym życiu zmieniło i ja sama też się zmieniłam, postanowiłam troche przełamać tę tradycję i poza Mszą Świetą planuję zrobić Mężowi walentynkę. W tym celu siadłam parę dni temu z Pismem Świetym, żeby wybrać odpowiednie cytaty. Nawet nie zauważyłam jak czas mi nad tym zajęciem zleciał.

Tym, co wynalazłam chcę się podzielić:
Łaskawość i wierność spotkają się z sobą,
ucałują się sprawiedliwość i pokój. (Ps. 85, 11)
Patrz, miłuję Twoje postanowienia;
Panie, w Twojej łaskawości obdarz mnie życiem! (Ps 119, 159
Posilcie mnie plackami z rodzynek,
wzmocnijcie mnie jabłkami,
bo chora jestem z miłości. (Pnp 2, 5)
Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! (J 15, 9)
Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. (J 15, 10-11)
Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. (J 15, 13
Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa (Gal. 5, 22-23)

...mnie i mojego Męża

PS 1. Ani ja, ani Mąż nie lubimy różowego koloru, ale ten jeden raz w roku chyba można :p
PS 2.Warto pamiętać, że jutro obchodzimy też Święto świętych Cyryla i Metodego, patronów Europy. Tak sobie myślę, że warto oprócz okazywania dodwodów miłości naszym Ukochanym, choć odrobinę myśli skierować ku naszemu Staremu Kontynentowi. Ciągle mamy jakieś ale do tej naszej Europy. A to, że zbyt laicka i liberalna, kiedy indziej, że nazbyt konserwatywna i katolicka/chrześcijańska. A ona poprostu jest taka, jacy my Eropejczycy jesteśmy! Ode mnie i od Ciebie zależy jaka jest! Dlatego jutro szczególnie będę się modlić o to byśmy wszyscy mogli się w Europie czuć prawdziwie wolnymi Bożymi Dziećmi i żeby moja rodzina była świadectwem, że to jest możliwe.

czwartek, 9 lutego 2012

Nie poddam się!

Chciałabym coś napisać ale sama nie wiem o czym. Zajęć pilnych jakby trochę mniej. Zima też trochę odpuściła, mróz mniejszy — dziś na termotrze w południe było tylko -4°C. Wydawałoby się, że razem z ociepleniem wróci energia, przestanę ograniczać wychodzenie z domu do spraw absolutnie koniecznych, jak choćby praca. A tu chwycił mnie jakiś marazm.

Nie chce mi się nic (poza tym, że nieustannie chce mi się jeść, mimo ciągłego podjadania). Najchętniej zaszyłabym się w łóżku z książką, herbatą i jeszcze ktoś mógłby mi donosić kanapki, a najlepiej ciepłe tosty. Czemu tak? Nie wiem. Chciałabym się wyłączyć, żeby głowa przestała pracować nad tymi rzeczami ,co już je zrobiłam, a można je było zrobić lepiej, i nad tymi, co są do zrobienia. Mimowolnie zupełnie te myśli płyną i męczą, a ja mam dość. Chcę wytchnienia, zatrzymania, chwili spokoju, bez kręcącej się karuzeli w głowie. Wie ktoś gdzie to wyłączyć?!

Ratuje mnie myśl, że mogłoby nie być nic, a jest. Wstaje nowy dzień, nowa godzina przychodzi, kolejne minuty a ja w nich. Nie warto pytać dlaczego trudno, nie warto się użalać, bo wtedy czas i wszystko co dostaję przemija niezauważone. To, co jest w tej chwili przyjmuję, bo razem ze słabością i trudnościami otrzymuję łaskę siły do przezwyciężenia tego, co wydaje się nie do zniesienia. Ta łaska jest cudna, idealnie dopasowana do mnie, dzięki niej odkrywam Boga i siebie samą wciąż na nowo. Nie chcę tego przegapić, więc nie mogę się poddać! Nie dam się marazmowi. Robię to, co do mnie należy, a resztę zostawiam Bogu. Niech mnie przemienia. Może nie doświadczę wytchnienia i spookoju, ale doświadczam pokoju na myśl, że On nawet w tej męczącej karuzeli myśli jest przy mnie po to, żebym dała radę!

Mój kolaż na przekór zimie :)

niedziela, 5 lutego 2012

samochodowo

Wśród spraw, które znajduję jako kompletnie nie kobiece, jedno z pierwszych miejsc znajduje samochód. Nie mam na myśli prowadzenia, ale raczej zajmowanie się samochodem od ubezpieczania, przez mycie, sprawdzanie poziomu płynów, zmianę opon po wizyty w warsztacie. Do pewnego momentu nie miałam potrzeby zajmowania się tymi sprawami, ale od jakieś czasu spadło to na mnie. Każda z tych czynności wywołuje u mnie stres i potężny skok adrenaliny. Pokonanie swojej niechęci, myślenia „ja nie potrafię, nie dam rady” wydaje się absolutnie niemożliwe. Ale jest! :) A satysfakcja jest ogromna! Obym się nie uzależniła ;P!

Wreszcie, po pewnych perturbacjach, do finału udaje mi się doprowadzić przegląd techniczny samochodu. Oczywiście robię to pierwszy raz w życiu, więc wizyta w stacji kontroli pojazdów była nowością. Z dużym zainteresowaniem przyglądałam się kolejnym operacjom, które miały na celu sprawdzenie sprawności i bezpieczeństwa mojego autka — właściwie chyba nie powinnam tak o nim pisać, bo to całkiem duże kombi, ale ponieważ darzę je już pewnym sentymentem, bo sporo razem przeszliśmy, to sobie pozwalam. Niestety okazało się, że samochód wymaga wizyty w warsztacie (przewody hamulcowe tylne), a co gorsza Panu nie podoba się świecąca kontrolka poduszek powietrznych. Pierwsze proste — umówiłam się w najbliższym warsztacie i kłopot rozwiązany. Drugie — niby wiedziałam, że jedna poduszka została specjalnie odłączona, ale dokładnie historii choroby nie znałam i nie miałam pojęcia, co dalej z tym fantem zrobić... udało się, po wczorajszych próbach podłączenia (mimo mrozu na zewnątrz!), kontrolka się nie świeci!

Jutro jadę dokończyć przegląd, hurra!!! Kto by pomyślał, że będę się cieszyć na myśl o przeglądzie?!

Ps. Ponieważ nie dawno przestał mi działać GPS (wstyd może się przyznać, ale to narzędzię, z którym nie lubię się rozstawać, jeśli muszę jechać gdzieś po raz pierwszy), rozkręciłam urządzonko. Wypadło z niego masę różnych rzeczy, które miał w sobie. Trochę mnie to przepłoszyło, czy dam radę to poskaładać. Dałam radę. Więcej, po mojej interwencji GPS działa :). Jak kobieta chce to potrafi! Wcale nie mamy dwóch lewych (w moim wydaniu powinno być: dwóch prawych, bo jestem leworęczna) rąk do techniki, nie dawajmy sobie tego wmówić!

Moje narzędzie!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...