...czyli o budżecie partycypacyjnym i nie tylko.
Nie jestem społecznikiem. Nie mam żadnego zacięcia politycznego. Nie jestem działaczką. Nie jestem pewna swojego patriotyzmu, bo to bardzo doniosłe słowo.
Bliższy wydaje mi się patriotyzm lokalny, ale i tu mam pewien zgryz. Pochodzę z niedużej miejscowości x pod bardzo dużym miastem Y i jak słyszę, że ktoś też jest z x, to zaraz nawiązujemy nić porozumienia. Tylko od lat już ponad 10 związana jestem z Y, tu mieszkam, pracuję, znalazłam miejsca, które w Y lubię, ale nadal to nie jest „moje miejsce”, jeśli wiesz o czym mówię drogi czytelniku... Ciągle miejsce mojego dzieciństwa jest tym, z którym czuję się zrośnięta, w którym każdą ingerencję odczuwam jak ingerencję na swoim ciele...
Jednak miejsce, gdzie mieszkam nie jest mi obojętne. Podnoszę śmieci rozrzucone przez mieszkańców osiedla, zgłaszam administracji urwane klamki, nieodśnieżone wejście do klatki czy śliską podłogę w śmietniku, ale te rne propozycje usprawnień. Biegam na zebrania wspólnoty mieszkaniowej.
Wszystko po to, żeby mieć jakiś wpływ na to gdzie mieszkam, ale przede wszystkim, żeby nie narzekać. Nie znoszę narzekania, że źle, że nie tak, że pieniądze wyrzucone w błoto, że nikt nie myśli o bezpieczeństwie, że badziewie, że za drogo, że za tanio, że po znajomości...
Własne narzekanie zabija mnie od środka. Na swoje i cudze narzekanie mam przygotowaną odpowiedź, która hamuje ten potok: „Co zrobiłeś/aś, żeby tak nie było?”. Działa jak kubeł zimnej wody, motywująco. Weź się w garść! Nie masz prawa narzekać, jeśli sam nie robisz nic, żeby zmienić to, co Ci nie odpowiada. Nie krytykuj rządzących, jeśli nie idziesz na wybory. Nie mów, że inni śmiecą, jeśli sam nie segregujesz starannie śmieci, jeśli nie podnosisz śmieci leżących na chodniku, jeśli nie zaproponujesz administracji, żeby postawiła kosz tam, gdzie go brakuje, itd.
Czy nasz społeczeństwo jest obywatelskie? Otóż, według mnie w bardzo małym stopniu. Lubimy narzekać, ale jeszcze bardziej nie lubimy się angażować. Nie obchodzi nas wiele poza czubkiem własnego nosa, a jednocześnie mamy pretensje do wszystkich wokół. A przecież życie jest w naszych rękach! Pora skończyć z narzekaniem i zainteresować się możliwościami działania, jakie mamy do dyspozycji. Ja zacznę dziś od głosowania dotyczącego budżetu partycypacyjnego w moim Y!
Ps. Notka powstała na skutek złości jaka mnie zalała, kiedy się dowiedziałam zupełnym przypadkiem i zbiegiem okoliczności o tym, że coś takiego jak budżet partycypacyjny istnieje. Dlaczego o tym nie wiedziałam wcześniej? Dlaczego media ciągle promują suplementy diety, para-farmaceutyki, kosmetyki, kredyty i inne bzdury, a nie zależy im na wspieraniu budowania społeczeństwa obywatelskiego przez informowanie obywateli o ich prawach, możliwościach, o tym że nie trzeba być politykiem czy działaczem, żeby mieć wpływ na nasze otoczenie... nie, to nie. W tej sytuacji ogłaszam uroczyście wszem wobec i każdemu z osobna, że istnieje coś takiego jak budżet partycypacyjny i warto jeśli nie składać samemu projekty, to przynajmniej brać udział w wybieraniu projektów do realizacji! Szczegółów najlepiej szukać na stornach internetowych miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz