Tak było w tym tygodniu. Przy czym wieczór zwykle kończył się kolejnym deszczem. Co dzień inna temperatura i deszcz ze słońcem na zmianę. Trochę to męczące, ale też takie prawdziwe i życiowe.
Na przekór różnym piętrzącym się trudnościom nagle, po czasie melancholii i zniechęcenia do czegokolwiek, mam znów zapał. Czasem szybko gaśnie, ale jednak jest, tli się, żarzy, a momentami wybucha silnymi płomieniami. Do jedzenia, gotowania, sprzątania, prasowania, siania, podlewania i doglądania roślinek, szycia, uprawiania sportu, spotykania i rozmawiania z ludźmi... coś w środku się do tego wszystkiego uśmiecha, jakaś iskra nadziei i radości, takiej zupełnie nie zrozumiałej, nie wypracowanej własnoręcznie, niezasłużonej, a tak potrzebnej, tak wyczekiwanej, tak upragnionej.
Dobry Boże dziękuję Ci za to, tak samo jak za łzy, które dajesz, ale które sam ocierasz.
Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże!
(Ps. 42, 2)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz