SZUKAJ W BLOGU

czwartek, 9 lipca 2015

Pieczone buraczki

Nie ostatnio, bo upały skutecznie zniechęcały do uruchamiania piekarnika, ale jakiś czas temu postanowiłam wypróbować pieczenie buraków. Na wstępie przyznam się, że lubię barszcz, botwinkę i chłodnik, a buraczków w postaci ćwikły, lub warzywa do obiadu na zimno czy ciepło niestety nie. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, ale po prostu nie przepadam. Pomyślałam jednak, że może uda się ten mój dziwny gust oszukać pieczeniem.


Okazało się, że tak:). Buraczki pieczone mi zasmakowały, choć nie obyło się bez niespodzianek. Chciałam, żeby było szybko — pokroiłam buraczki w talarki, żeby się szybko upiekły. Niestety nie były te talarki równej grubości, pieczenie trwało długo, grubsze plasterki były jeszcze surowe podczas gdy niektóre już się przypalały, a ja chodziłam zła i głodna wokół piekarnika... Morał? Nie śpieszyć się! Warto pokroić starannie i piec zgodnie z przepisami (niestety to trwa). Trzeba po prostu przyjąć, że to nie jest szybkie danie.

SKŁADNIKI
  • buraczki obrane, umyte i pokrojone w cienkie plasterki
  • oliwa
  • rozmaryn
  • sól, pieprz
  • sok z cytryny
WYKONANIE
Żaroodporną foremkę posmarowałam oliwą, ułożyłam w niej równomiernie buraczki, posoliłam, posypałam startym rozmarynem i pieprzem, skropiłam oliwą. Całość włożyłam do nagrzanego piekarnika 200°C. Pieczenie zajmuje od godziny do półtorej, w zależności od grubości plasterków. Warto w połowie pieczenia przewrócić plasterki na drugą stronę. Upieczone buraczki przed podaniem skropiłam sokiem z cytryny (można też octem balsamicznym). Polecam podane na liściach szpinaku i posypane fetą. Do tego świetnie pasuje kasza gryczana i zraz lub marynowany w sosie sojowym i miodzie kurczak z patelni. Smacznego!!!

Buraczki na liściach szpinaku posypane fetą

środa, 8 lipca 2015

Z krótką wizytą we Wrocławiu

Spontaniczna i szybka decyzja. Jeden dzień — a raczej kilka godzin (dokładnie 8) w mieście, które dotąd widywałam tylko przejazdem, bez postojów czy przystanków. Zawsze w biegu gdzieś indziej. Ale to miasto mnie kusiło, żeby wreszcie mu trochę czasu poświęcić. Widziana z okien samochodu czy autokaru architektura zostawiała coś na kształt obietnicy — przyjedź, zobaczysz, że się zakochasz. Pragnienie zasiane sprawiło, że kiedy nadarzyła się okazja, nie wahałam się długo. Wszystko zadziało się na tyle szybko, że nie zdążyłam sobie przygotować przewodnika, poczytać o historii i co warto zwiedzać. Rzucona na pastwę żywiołu ;) poczułam się jak ryba w wodzie...

Rynek Wrocławia

Stanęłam na ulicy Wrocławia w upalny dzień i pierwsze kroki skierowałam do informacji turystycznej, żeby chociaż najprostszą mapę dostać... Nie zwiedzałam wnętrz, muzeów, nie wiem nawet czy wszystkie najważniejsze zabytki widziałam — raczej nie. Posiłkując się mapą chodziłam uliczkami Starego Miasta, chłonęłam jego atmosferę, z uwagą przyglądałam się architekturze, poszłam na Ostrów Tumski, obeszłam tamtejsze kościoły i piękne zabudowania... utknęłam w Ogrodzie Botanicznym... przedeptałam go wszerz i wzdłuż. Ogród jest stary, zadbany. Urzekł mnie absolutnie. Ma świetnie oznakowane zbiory. Na koniec zasiadłam w cieniu na ławce i oddałam się lekturze — to dodatkowa zaleta Ogrodu, jest tu dużo ławek i stolików, można usiąść, odpocząć, pokontemplować przyrodę, poczytać lub przysiąść ze znajomymi.

Ogród Botaniczny

Wrocław mnie uwiódł. Mam niedosyt i nadzieję, że będzie jeszcze nie jedna okazja, żeby poznać go lepiej. Resztę zostawiam dziś zdjęciom...

Piękne hortensje

Kolekcja nenufarów

Ach ta pachnąca lawenda!








Bagienne ciekawostki botaniczne

Porośnięty dzikim winem budynek Muzeum Narodowego

Widok na Zatokę Gondoli i Ostrów Tumski

Architektura Wrocławia
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...