SZUKAJ W BLOGU

środa, 12 września 2012

...wracając do tonu pożegnalnego:)

Ostatnio było o inauguracji piekarnika, to teraz żeby trochę namieszać w chronologii będzie o pożegnaniu... również piekarnika i poprzedniego mieszkania.

Mimo pewnego szaleństwa i gonitwy z czasem, mając już sporą część rzeczy spakowanych w kartonach (tytułem wyjaśnienia: kuchnię pakowałam właściwie na samym końcu, bo przecież wszystko mi potrzebne ;p do ostatniej chwili, inaczej nie będziemy mogli normalnie zjeść), ale też z pewnym przekonaniem, że pomysł głupi nie jest, w przede dniach ostatecznej wyprowadzki odważyłam się na kulinarny eksperyment. Od dawna już mnie korciło, żeby zrobić quiche. Miałam dodatkową motywację mojej Matki Chrzestnej, która robi je już z głowy (żadnych przepisów nie używa) i z tego co akurat ma pod ręką, że to świetna rzecz, bo można upiec więcej i wsadzić do lodówki, zamrażalnika a potem tylko wyjmujesz, kroisz, odgrzewasz i obiad czy kolacja gotowe. Pomyślałam więc, że super! Upiekę i parę dni będzie spokój z gotowaniem w tym bałaganie przeprowadzkowym (hm... nie policzyłam gości pomagających przy przeprowadzce, więc zszedł trochę szybciej niż przypuszczałam, ale i tak warto było :). Zwłaszcza, że zaskoczenie i entuzjazm gości bezcenny :). 

Na marginesie: chyba pisałam już, że gotowanie dla samej siebie to w moim przypadku nie duża przyjemność, lubię gotować dla innych!

Wracając do tematu quiche. Po raz pierwszy zetknęłam się z nim w książce Tessy Capponi-Borawskiej „Kuchnia pachnąca bazylią” (polecam gorąco — książka wspomnieniowa przepleciona przepisami). Ponieważ właścicielem książki jest moja Mama to wpisałam w  internet i zaraz mi sporo stron wyskoczyło :). Tylko nie było quiche ze szpinakiem — a tak je sobie wymarzyłam, bo akurat piękny szpinak był u mojego ulubionego sprzedawcy :). Więc w wyszukiwarkę wpisałam hasło "tarta szpinakowa" i w ten sposób, łącząc przepisy znalezione tutu, powstał quiche ze szpinakiem ale bez łososia. Oto i on w całej (no, właściwie to już naruszonej) swej okazałości:

Mój quiche pierwszy ale z pewnością nie ostatni!

Ps. Wracam do moich poważnych artykułów. Eh... szkoda, że je trzeba pisać zupełnie innym stylem...

wtorek, 11 września 2012

Na szybko - mimo wszystko post nie odgrzewany :)

Na odgrzewane posty mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie czas... póki co go brak :). Biegnę, pędzę, lecę ze wszystkim i ciągle z czymś nie jestem na czas.

Trudno. Nie we wszystkim można być doskonałym. Kiedyś by mnie to wpędziło w ciężki stan depresyjny, dziś łapię dystans. Dlatego choć zajęć dużo postanowiłam szybko uwiecznić krótki żywot (już nic nie zostało) pieczonej dyni :). 

Dynia pieczona

Tak, przyznać to muszę, że jesiennie się zrobiło (mam nadzieję, jeszcze parę słów o symptomach jesieni napisać, bo zdjęcia czekają). Razem z jesienią pojawiły się dynie i tu powinien zabrzmieć gromki okrzyk zachwytu: hurra!!!

Czasu mało, każda chwila cenna — więc wybór padł na piekarnik. Dynię pokroiłam w nieduże (mam nadzieję, że widać na zdjęciu) kawałki razem ze skórką. Przyprawiłam: imbirem, słodką i ostrą papryką oraz tymiankiem. Polałam oliwą i wstawiłam do piekarnika (200C, ok 30 min). Podałam tak jak się upiekło, tzn. ze skórką. Można ją jednak spokojnie po upieczeniu obrać ze skórki, pokroić w kawałki, użyć do sałatki, albo zmiksować na pure... co kto lubi i co mu fantazja podpowie! Wiem, że niektórzy zupę dyniową robią właśnie z upieczonej wcześniej dyni.

Uwagi mam trzy:
1. Lepiej by wyszło gdybym nie zapomniała o soli, ale jednocześnie ładowałam pralkę, zbierałam poprzednie pranie i z doskoku ogarniałam swoją skrzynkę mailową (zdecydowanie za dużo na raz).
2. Piekłam sprawdzając widelcem czy miękka, więc dokładnie czasu nie znam, ale pewnie byłoby krócej gdybym włożyła ją do nagrzanego pieca.
3. Sos, który powstaje na dnie (nie jest go dużo, ale zawsze) pysznie smakuje wygarniany chlebem. Tak czy owak było pyszne o czym świadczy fakt zniknięcia!

Ps. W niedzielę jadłam u mamy pure z dyni z kozieradką... zachorowałam :), muszę ją kupić! Przy czym kozieradka sama w sobie tak wyraźna, że nie wiem czy coś oprócz soli i pieprzu bym jeszcze dodawała. Chyba nie.
Ps.2 To była inauguracja piekarnika!

czwartek, 6 września 2012

wyścig z czasem

Ostatnie tygodnie to był dla nas wyścig z czasem. Front robót w nowym mieszkaniu, nieuchronny termin przeprowadzki plus codzienne i mniej codzienne różne obowiązki powodowały, że czasu było wciąż za mało, że jak już nie trzeba było czegoś robić to po prostu fru pod prysznic i do łóżka... no może nie zawsze ;), ale przeważnie.

Chwile i obrazy, które mimo pośpiechu chciałam zatrzymać, są w większości w mojej głowie :). Ale nie byłabym sobą, gdybym nawet w tym pędzie nie zrobiła kilku szybkich fotografii (jakość fatalna, ale co tam) i nie znalazła czasu na gotowanie, choć w ostatnich dniach przed przeprowadzką to już nawet parówki zagościły na naszym stole (czyli akt kompletnej desperacji — poczułam się jak za dobrych studenckich czasów sesji ;p).

Trudno połączyć te kilka fotografii, które udało się pstryknąć, w jeden wpis... więc na razie będzie (mam taką nadzieję, że się uda zrealizować, bo ciągle jeszcze wiele kartonów do rozpakowania i porządków do zrobienia) kilka postów „odgrzewanych”.

Ponieważ poprzedni wpis tworzyłam jeszcze w mieszkaniu wynajmowanym, to zacznę od pożegnania tamtego miejsca. Mam z niego dużo dobrych wspomnień, choć mieszkałam tam rok (równiutko) i czas nie był to łatwy, wiele łez popłynęło, sporo ciężkich chwil, momenty bezradności w chorobie, ale też czas uczenia się NADZIEI. Poza tym mieszkanie, choć w dużym mieście, położone było w zielonej okolicy, a życie umilały przecież kwitnące i pachnące drzewa (o czym było tu, tutu). Żal było opuszczać to miejsce. Ale jakoś tak, może na pożegnanie, tuż przed wyprowadzką, był u nas pewien gość. Nietypowy. Przyznam nawet, że trochę mnie onieśmielił, był bowiem tak dużych rozmiarów...


Tak, to była ćma :), motyl nocny, ale nigdy, przenigdy tak dużego i tak pięknego nie widziałam. Rozpiętość skrzydeł złożonych to było jakieś 4 cm! A ten czerwony kolor z deseniem na skrzydłach — arcydzieło!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...