SZUKAJ W BLOGU

czwartek, 26 kwietnia 2012

uzupełnienie

Po tym jak już napisałam poprzedniego dzisiejszego posta, weszłam tu. Czytam i oczom nie wierzę. Odpowiedź! Uzupełnienie idealne. Dlatego spytawszy autorkę czy mogę i uzyskawszy odpowiedź twierdzącą, podaję wskazówkę-drogę do „dalszej części” :).

Dziękuję Ewo!

poweekendowo

Jak niezwykły dany był mi ten weekend! Odpoczęłam, tak prawdziwie. Słońce i coraz więcej zieleni za oknem sprawiają, że dużo łatwiej jest BYĆ. Czuję jakby ktoś przywrócił mi umiejętność oddychania, już się nie duszę w moich ciemnych myślach. Niby nic się nie zmieniło, sytuacja tak samo trudna, a jednak.

„Niechaj Cię Panie wielbią wszystkie Twoje dzieła!” 

Może uda mi się trochę po fotografować? To podzieliłabym się tym, co mnie tak cieszy... zobaczymy :) trzeba znaleźć czas i zrezygnować z roweru, bo trudno jedno z drugim połączyć :).

niedziela, 15 kwietnia 2012

Weekendowo i deszczowo

Dziś paskudna pogoda była, okropna wręcz. Nie wiem właściwie co ona sobie myśli, że tak paskudnie robi się w weekend...

A ja na przekór pogodzie nie chcę się poddać smętom i deszczom. W sobotę udało mi się spacerować po lesie — między deszczem a deszczem, nawet trochę słonća wyjrzało :). Zgłodniałam tak na tym spacerze, że zamarzył mi się chleb. Wreszcie udało mi się okiełznać mój gazowy piekarnik i... zdecydowałam tym razem zrobić chleb z dodatkami. Miał być z żółtym serem. Niestety okazało się, że w lodówce jest go zdecydowanie za mało. Tym sposobem dorzuciłam oprócz odrobiny sera ziaren słonecznika i trochę czarnuszki. Ziarenka słonecznika mam zawsze pod ręką! Przepadam za prażonymi ziarenkami — prażę je sama wrzucając na suchą patelnię (powinna być aluminiowa lub stalowa, bo teflon nie lubi grzania na sucho) i na koniec soląc solą morską. Wcinam je maniakalnie czytając książki, siedząc przed komputerem, pisząc i sprawdzając prace studenckie... Bez słonecznika ani rusz :). 

Wczoraj chleb nastawiłam wieczorem, dziś rano upiekłam i nie ma go już prawie wcale. Piękny był, rumiany i nieprzypalony. 

Poza pieczniem zdecydowałam się też wybrać na rower. Tak, wiem, deszcz. Zaczynałam jednak świrować w domu i to było najlepsze lekarstwo. Zmęczenie i przemoczenie sprawiły, że wszystkie ciemne i głupie myśli poszły w kąt a ja znów wierzę, że moje życie nie jest beznadziejne. Kondycję fizyczną mam fatalną, ledwo się wlokę na rowerze, ale co tam. Najważniejsze, że sprawiło mi to masę przyjemności. Ach, jak cudnie jest czuć zmęczenie fizyczne. Jedyną dużą niewygodą były kompletnie zaparowane okulary :/.

Przede mną kolejny ciężki tydzień pracy, uczelni, spraw różnych i wizyt lekarskich. Tak bardzo chciałbym, żeby te ostatnie były już za mną...

A dziś, kolejny dzień ze św. Teresą Benedyktą od Krzyża i takie słowa:
Nie pragnę niczego innego nad to, by wola Boża wypełniła się we mnie. Od Boga zależy, jak długo mnie tu pozostawi i co będzie potem. (...) Wówczas wszystko jest dobrze i nie trzeba się niczym martwić.

wtorek, 3 kwietnia 2012

przygotowania do Wielkiej Nocy

Poza przygotowaniami duchowymi, które zaczęłam w Środę Popielcową — choć przyznać trzeba, że różnie mi te przygtowania wychodziły i nie wszystko tak mi się udało „posprzątać” jak planowałam — zaczęłam powoli szykować dom. 

W zeszłym tygodniu posiałam rzerzuchę. Postawiona na słonecznym parapecie wykiełkowała prawie natychmiast, rosła jak na drożdżach i teraz się już się nam pięknie zieleni.

Rzerzucha nam sie zieleni :)

W sobotę rano zakupiłam bazie i borówki. W wielkim mieście trudno je niestety nazbierać samemu. Poza tym okoliczności zmusiły mnie do załatwiania w sobotę różnych formalności, co uniemożliwiło jakiekolwiek spacery w poszukiwaniu bazi i zaczynajacych zielenieć gałązek. Pogoda zresztą była zupełnie nie spacerowa — padał na zmianę deszcz, śnieg i grad, a wiatr głowę urywał całkiem niewiosennie, więc nawet specjalnie  nie żałuję, że nie było czasu na spacer. Wieczorem zasiadłam i z zakupionych „zielenin” zrobiłam palemkę na Niedzielę Palmową — może bardziej był to wiecheć, bo lubię rośliny swobodne, więc tylko je delikatnie przewiązałam na czas Mszy. Po powrocie znowu trafiły do szklanki z wodą i sterczą sobie swobodnie na wszystkie strony :). Motyl, który siedział sobie od dłuższego czasu na abażurze lampki przefrunął na borówki i tak oto sobie teraz siedzi. O, tak właśnie! :)

Motyl zasiadł na borówkach

Od poniedziałku wziełam urlop w pracy, więc tylko muszę uczelnię i dom ogarniać. Skutkiem tego, wczoraj umyłam połowę okien — na jutro została kuchnia. Trzeba jeszcze podłogi umyć, a że Święta spędzamy  poza domem, to właściwie będzie na tyle. Reszta to pomoc u mojej Mamy — na co bardzo się cieszę, bo lubię to wspólne szykowanie.

Nasze świąteczne sterczące zieleniny
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...