SZUKAJ W BLOGU

niedziela, 17 czerwca 2012

O planach i rzeczywistości

Sobota zeszła była dokładnie zaplanowana. Raniutko zakupy warzywne, supermarketowe (w tym higieniczne). Potem przygotowanie obiadu tak, żeby jak przyjdzie pora to nie było już trzeba dużo robić. Porządki sobotnie, czyli odkurzanie, mycie podłóg. Pranie. Jazda do mieszkania urządzanego... Wieczorem pieczenie ciasta-nie-ciasta rabarbarowego. Wizyta u Babci... jeszcze po drodze rozwieszenie prania i poprasowanie tego co się nazbierało przez tydzień...
Wszystko do zrobienia! W końcu sobota jest długa...

A tu nagle klops. Na liście do zrobienia odhaczone zakupy jedne i drugie. Jestem sobie w trakcie szykowania obiadu, gdy wtem słyszę bulgot. Oglądam się na kuchenkę, ale przecież jeszcze nic nie nastawiłam... chwila namysłu i galop do łazienki. Przerażenie — bulgocze mi w klozecie, tak jakby się gotowało... po chwili miska wypełnia się wodą po brzegi. Równocześnie zaczyna bulgotać w brodziku i wypływa w nim brudna woda. Myśli biegną z prędkością błyskawicy, kompletne oszołomienie. Przez moment stałam oniemiała, po czym zaczęłam wynosić co się da z łazienki. To trwało sekundę. Łazienka pusta. Woda zaczyna opadać. Uff... 

Biegiem do gospodarza domu, bo przecież TO samo nie przejdzie. Woda się cofnęła, ale lada moment może być gorzej. Gospodarza nie ma. Sobota, pojechał na działkę — mówią sąsiedzi, kiwają głowami z ubolewaniem nad moją sytuacją i idą do swoich spraw. Ok., tak tego nie można zostawić. Tablica na klatce schodowej, tu musi być telefon interwencyjny. Owszem, jest cała masa telefonów do różnych działów administracji i informacja, że administracja czynna od poniedziałku do piątku w godzinach... godzin już nie czytam. Odpowiedni dział oczywiście nie odpowiada. Dziś jest sobota! Przecież nie mogę czekać do poniedziałku. Telefon do właścicielki — nie, nie mam żadnego numeru, na pewno wisi na klatce. Ta... też byłam takiego zdania, ale już nie jestem. 

Internet — tu informacje o dyżurach dla wszystkich sąsiednich osiedli, a dla mojego nie ma... Czy tu nikt nigdy w soboty nie miewa takich problemów?! Dzwonię do dyżurnego sąsiedniego osiedla w nadziei, że może wskaże gdzie powinnam dzwonić. Niestety nie może mi pomóc, nie zna numeru interwencyjnego dla naszego osiedla, a że administracja niby ta sama to nie ma żadnego znaczenia, on przyjmuje zgłoszenia tylko dla rejonu X i reszta go nie interesuje.

Minęło już pół godziny od pierwszego bulgotu, w między czasie bulgotało kolejne dwa, ale ciągle woda podchodzi do krawędzi i opada w krytycznym momencie, uff... ale z każdym kolejnym razem ja coraz bardziej zdenerwowana. Ruszam na wędrówkę po sąsiadach, blok wysoki, dużo mieszkań, KTOŚ COŚ musi wiedzieć, mieć właściwy NUMER. Wiele mieszkań pustych — sobota, ludzie uciekają z miasta na weekend. Starszy pan mówi mi nie kryjąc radości, że u niego wszystko działa i że mogę sobie sodę wsypać, że to działa... a że mieszka trzy piętra nade mną i jeśli będzie używał wody to u mnie ona będzie wylewać...u niego wszystko działa, więc nie ma obawy... zaczynam źle myśleć o ludziach i żegnam pana, u którego wszystko działa.

W końcu ktoś ma numer, dzwonię i drżącym z nadziei głosem tłumaczę w czym kłopot. Sprawdzają: czy moje osiedle ma podpisaną umowę — czekam, czy ktoś może przyjechać — czekam, a skąd to zgłoszenie — przecież mówiłam na początku, przecież Pan sprawdzał czy podpisana umowa, tak ale nie pamiętam dokładnego adresu — podaję, proszę czekać, przyjedziemy do pani — czekam. 

Są po 20 minutach od zakończenia rozmowy, a ja czuję się tak, jakby ktoś wyłączył licznik z bomby zegarowej, do której byłam przywiązana. Sporo jeszcze czasu zajęło usuwanie problemu (nie u mnie, w piwnicy! u mnie był tylko problematyczny efekt problemu;), ale już byłam spokojna.

Plan na sobotę trzeba było zweryfikować, ale byłam w urządzanym mieszkaniu i zrobiłam tam co trzeba. Udało się też upiec (musiałam odreagować) crumble rabarbarowy — pycha!!! Dzięki Elu za linka do przepisu :). A próbowaliśmy go u Babci, gdzie spotkał się z uznaniem i potem jeszcze u znajomych dnia następnego.


Oj, ciężka była ta sobota, ale dobrze się skończyła! :)

5 komentarzy:

  1. Ojej, dobrze, że nic się nie stało.
    Bo mogło być różnie.

    Życzę spokojnych weekendów, już bez takich przygód :)
    Pozdrawiam

    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, dobrze. Oczyma wyobraźni widziałam już różne obrazy katastrofy. Na szczęście jedyną niemiłą reperkusją było sprzątanie z brodzika wylanego przez kogoś krupnika z koperkiem... i stres, że lada moment może być gorzej.

      Usuń
  2. No cóż takie jest zycie pełne niespodzianek...:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jest, jest. I to dobrze, choć wolałabym milsze niespodzianki :)

      Usuń
  3. Oj dzielna niewiasta! :)

    A ciasto było pyszne. potwierdzam!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...