Moja wirusówka przechodzi w etap kataralny — innymi słowami: leje mi się z nosa i bolą zatoki. Choć żołądkowe dolegliwości już ustały, to jeszcze jestem na diecie. Uch... w takich okolicznościach trudno cokolwiek robić, nawet czytać trudno. Nie mogę też puścić wodzy kulinarnych fantzji, żeby sobie poprawić nastrój (dieta!). Mam na to sposób, zamykam oczy i marzę.
Dziś marzę o wsi, o domku, za którego progiem rozciąga się ogród, sad, warzywniak, a dalej już tylko pola i las. Od paru lat mieszkam w bardzo dużym mieście, zawsze mieszkałam w osiedlowym bloku. Nie mam więc żadnego doświadczenia mieszkania w domku na wsi. Ale dawniej przynajmniej blisko było do prawdziwego lasu, a nie takiego jak np. nie wybrzydzjąc podwarszawski Las Kabacki. Męczy mnie miasto, jego hałas i pośpiech. Choć na codzień się w nie wtapiam i zaczynam żyć jego tempem, każdą możliwość wyrwania się z niego wykorzystuję, by znaleźć wytchnienie bliżej przyrody.
Marzę o niedużym domku z werandą, na której można by jeść śniadania. Chciałbym boso wybiegać do ogrodu, zrywać owoce i warzywa, po to by zaraz je przyrządzić lub zjeść. W zimie chciałbym przez szybę oglądać otulne chochołami krzaki róż i oszronine korony jabłoni, patrzeć jak ptaki przylatują do karmnika i słuchać jak hałasują. Nie straszne wydaje mi się odśnieżanie, pielenie, podlewanie, przycinanie.
Rzeczywistość jest na pewno mniej cudowna i pewnie nie jeden posiadacz domku marzy o wyrwaniu się z głuszy, by rzucić się w wir tętniącego miasta, o tym by nie musieć się więcej martwić jak przedostać do najbliższego sklepu przez zaspy śnieżne... ale mi taka sytacja wydaje się kompletnym spełnieniem marzeń! Niech więc sobie te marzenia płyną i proszę bardzo mi ich nie odbierać! Są nie realne i raczej naiwne (zdaję sobie z tegosprawę), ale są bardzo głęboko we mnie i moje! Nie muszą się spełniać, niech trwają sobie i niech mi osładzają życie :).
Ps. Z wieści od Mamy mojej: na przekór zimie, która już nie tylko śniegiem ale i zimnem daje o sobie znać, u moich Rodziców w wazonie rozwijają się bazie wierzbowe, które co prawda mocno stulone, ale jednak, zerwałyśmy nad Wisłą w zeszłym tygodniu mimo śniegu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz