Weekend minął mi jak z bicza strzelił i jesiennie.
Poranki długie, ponure, zimne i mgliste tak bardzo, że z trudem wychodziłam z łóżka. W zasadzie jestem rannym ptaszkiem, ale takim co to raczej ze słońcem wstaje. Jak słońce zaczyna wschodzić później to i ja budzę się późno…
Sobotę zaczęłam więc późno jak na mnie. Lekko zła na samą siebie za to spanie wciągałam czym prędzej ubrania mrucząc pod nosem, że na pewno już kolejki w sklepach, że trzeba jednak było nastawić budzik. Nie lubię marnować soboty tkwiąc w sklepowych ogonkach i staram się zrobić zakupy zanim większość mieszkańców mojego miasta wyjdzie z domu. Wyszłam na dwór i ku mojemu zdumieniu na ulicy panowała cisza, było widać jak na dłoni, że większość mieszkańców jeszcze śpi… Ulice i chodniki były praktycznie puste, słońca ni widu ni słychu, a w powietrzu wilgoć przenikająca na wskroś… cieszyłam się z własnej zapobiegliwości w postaci nakrycia głowy i rękawiczek. Jednocześnie jakoś bardzo wyraźnie do mnie dotarło, że zima już wcale nie tak daleko.
Stąd decyzja wyciągnięcia z piwnicy pudeł z jesiennymi i zimowymi ubraniami. Przedpołudnie sobotnie spędziłam więc nie tylko na cotygodniowych porządkach, ale też wypakowywaniu ciepłych ciuchów i chowaniu letnich. Na obiad byliśmy u Rodziców, a po oczywiście obowiązkowy spacer po lesie. Jako dziecko miałam moment buntu przeciwko spacerom — wydawały mi się głupie, bo przecież nic się nie robi tylko idzie. Dziś każdą wolną chwilę najchętniej właśnie tak bym spędzała, idąc przed siebie, przyglądając
się przyrodzie, wyszukując „cudów” i tego co może posłużyć za dekorację. Dziś na
przykład przywlokłam gałąź polnej róży z czerwonymi owockami — okupiona ranami
kłutymi (kolce!) pięknie teraz zdobi moją kuchnię.
Popołudnie niedzielne spędziliśmy zbierając jabłka u siostry mojego Taty. Od jutra trzeba będzie się wziąć za robienie musu do słoików i właściwie to nie mogę się już doczekać… kucharzenia, zapachu wypełniającego kuchnię. Może ktoś poszedłby za mnie do pracy, a ja zostanę tu przy tych jabłkach :)?!
Ciemno i cicho już, z radia sączy się muzyka, a ja jestem szczęśliwa dzięki chwilom zatrzymania, przyrodzie, która taka piękna, ludziom spotykanym każdego dnia, wbrew trudnościom i mimo wszystko. Czasem chciałabym, żeby czekanie bolało mniej, a czasem sobie myślę, że gdyby nie bolało to może nie umiałabym być tak szczęśliwa.
Dobrych snów a jutro dobrego i pięknego dnia!
Dobrych snów a jutro dobrego i pięknego dnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz