Spontaniczna i szybka decyzja. Jeden dzień — a raczej kilka godzin (dokładnie 8) w mieście, które dotąd widywałam tylko przejazdem, bez postojów czy przystanków. Zawsze w biegu gdzieś indziej. Ale to miasto mnie kusiło, żeby wreszcie mu trochę czasu poświęcić. Widziana z okien samochodu czy autokaru architektura zostawiała coś na kształt obietnicy — przyjedź, zobaczysz, że się zakochasz. Pragnienie zasiane sprawiło, że kiedy nadarzyła się okazja, nie wahałam się długo. Wszystko zadziało się na tyle szybko, że nie zdążyłam sobie przygotować przewodnika, poczytać o historii i co warto zwiedzać. Rzucona na pastwę żywiołu ;) poczułam się jak ryba w wodzie...
|
Rynek Wrocławia |
Stanęłam na ulicy Wrocławia w upalny dzień i pierwsze kroki skierowałam do informacji turystycznej, żeby chociaż najprostszą mapę dostać... Nie zwiedzałam wnętrz, muzeów, nie wiem nawet czy wszystkie najważniejsze zabytki widziałam — raczej nie. Posiłkując się mapą chodziłam uliczkami Starego Miasta, chłonęłam jego atmosferę, z uwagą przyglądałam się architekturze, poszłam na Ostrów Tumski, obeszłam tamtejsze kościoły i piękne zabudowania... utknęłam w Ogrodzie Botanicznym... przedeptałam go wszerz i wzdłuż. Ogród jest stary, zadbany. Urzekł mnie absolutnie. Ma świetnie oznakowane zbiory. Na koniec zasiadłam w cieniu na ławce i oddałam się lekturze — to dodatkowa zaleta Ogrodu, jest tu dużo ławek i stolików, można usiąść, odpocząć, pokontemplować przyrodę, poczytać lub przysiąść ze znajomymi.
|
Ogród Botaniczny |
|
Bagienne ciekawostki botaniczne |
| | |
|
Porośnięty dzikim winem budynek Muzeum Narodowego |
|
Widok na Zatokę Gondoli i Ostrów Tumski |
|
Architektura Wrocławia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz