SZUKAJ W BLOGU

sobota, 28 grudnia 2013

modlitwa

Dostałam przed świętami modlitwę. Uderzyła mnie. Tak często jest we mnie strach przed życiem, przed swoimi pragnieniami i tęsknotami. Tak bardzo jest we mnie wdzięczność za życie, które zostało mi dane. 
Mimo że nie zawsze jest lekko.
ŻYCIE JEST PRZEDE MNĄ, PANIE,
ALE TY IDZIESZ ZE MNĄ

Życie jest przede mną, Panie,
jak owoc, który mnie przyciąga.
Ale życie często budzi we mnie lęk,
bo żeby zbierać jego owoce,
trzeba wychodzić z siebie, wychodzić z domu
i wyruszyć w drogę i iść, iść wciąż dalej.

Ale iść w drogę, która jest pełna zakrętów
i nie pozwala zobaczyć przed sobą
ani widoku, który nas czeka,
ani ukrytej przeszkody,
ani rąk do nas wyciągniętych,
ani twarzy, które się od nas odwracają...
Wyruszyć w drogę, to, mój Panie, porywająca przygoda.
Mam wielką ochotę żyć, ale się często boję...
Boję się tego tajemniczego świata,
który mnie wciąga i straszy,
bo słyszę wybuchy śmiechu
i widzę kuszące mnie uroki...
Ale słyszę także krzyki ludzkich boleści.
Te krzyki budzą mój sprzeciw,
że nie mogę ich uciszyć.
Boję się tej miłości, której pragnę
o świcie moich poranków
i w środku moich nocy,
a pragnę jej całym sobą...
Pragnę i boję się, Panie,
bo tyle miłości zmarniało na moich oczach.
Tak, boję się, Panie, i ośmielam się powiedzieć Ci to.
Jeśli zamykam oczy, to nie dlatego,
że nie chcę widzieć drogi przed sobą,
ale żeby Ciebie znaleźć, do Ciebie się modlić,
bo ja tak bardzo pragnę żyć, mój Panie,
i w Tobie jest cała moja nadzieja.

piątek, 27 grudnia 2013

Zdjęcia okołoświateczne

Dziś moich słów będzie mało. Zamiast nich niech starczą zdjęcia z krótkimi podpisami :).

Bóg się nam narodził!

Szykowanie karpia w galarecie

Pierniki na piwie się pieką

Choinka nie choinka, bo większą część Świąt spędzamy poza domem

środa, 25 grudnia 2013

przedświątecznie i świątecznie

Taki to był bardzo wariacki czas. Nie było jak usiąść na czterech literach. Z internetu i komputera korzystałam, a owszem, całkiem intensywnie, ale tylko w celach czysto zawodowych, pracowych lub sprawdzając przepisy.

Na pisanie, czytanie dla przyjemności czasu nie było. Jak tylko udało się wyrwać od zajęć zawodowych to rzucałam się w wir domowy, sprzątania, gotowania, szykowania prezentów, pieczenia, spotkań i telefonów przedświątecznych, „sprzątania” własnego wnętrza, jednym słowem — wielkiego ogarniania, żeby przygotować do Świąt siebie, Męża, dom, jedzenie... Trochę tego było. Narzekać nie będę, bo jak to pięknie napisała Anutek (o tu) to jest szczęście. Szczęście bardzo świadome, wybrane, oczekiwane... jak to małe Dzieciątko, które dopiero co przyszło na świat. Szczęście, że jest dla kogo to wszystko robić, że są siły, że są jako takie środki, że same przygotowania nie są w tym wszystkim najważniejsze, bo Ten, na którego czekamy rodzi się, żeby nas zbawić.

Gdzieś w tym wszystkim pojawia się ból codziennego czekania, zakręci łza i głos zadrży lub załamie zwłaszcza przy składaniu życzeń. Ten ból, ta trudność i tęsknota, kiedy kogoś brakuje, to też szczęście. Niezrozumiałe, z pozoru niepotrzebne, raczej niechciane, a jednak szczęście. Dane nam Życie do przeżycia, najlepsze dla nas, choć tak często tego nie widzimy i nie chcemy zauważyć.

Całym sercem dołączam się do życzeń Anutek. Obyśmy potrafili rozpoznawać szczęście, którym jesteśmy obdarowywani każdego dnia naszego życia!

wtorek, 17 grudnia 2013

piernikowo

Nie wyobrażam sobie Adwentu bez pieczenia pierników. Nie wyobrażam też sobie, żeby pierniki, zwłaszcza te drobne, można było piec samotnie.

Dawniej piekłam z moją Mamą i Siostrami. Od kilku już lat robię to w gronie znajomych. Czasem u nich czasem u siebie, w zmieniającym się gronie. Efekty pierwszych naszych prób bywały różne. Któregoś roku pierniczki nadawały się tylko na choinkę, bo nie dało się ich pogryźć. Innego roku próbując udoskonalić przepis na lukier osiągnęłyśmy wytwór, który może i nadawałby się do czegoś gdyby nie to, że absolutnie za nic nie chciał zastygnąć i nie było wiadomo jak te setki pierników popakować tak, żeby się nie posklejały... do dziś widzę stół mojej Koleżanki założony nieschnącymi pierniczkami i naszą konsternację :).

W  tym roku pieczenie po przerwie kilkuletniej było u nas... właściwie to źle piszę... było po raz pierwszy na nowym mieszkaniu, bo poprzednie było wkrótce po ślubie, jak mieszkaliśmy jeszcze u Mamy mojego Męża. Postanowiłam się przygotować porządnie i przeprowadziłam szerokie konsultacje z moją Mamą w kwestii wyboru najlepszego przepisu — sięgnęłyśmy do sprawdzonych przepisów starego wydania Kuchni Polskiej... piszę, że starego, bo ku mojemu zdumieniu wydanie, które dostaliśmy w prezencie ślubnym, znacznie odbiega od tego, co moja Mama ma już od lat... wielu :). Póki co wygląda na to, że wybór był trafny.

Udało się wczoraj wszystko upiec, niestety rozejść się trzeba było przed lukrowaniem, bo rano do pracy. Lukrować będziemy już oddzielnie lub wcale. Jak kto woli. A tak wyglądał efekt wczorajszej pracy.

Pierniki jeszcze nie polukrowane

Ja za lukrowanie wzięłam się dziś. Tak oto, pierniczki zarumieniły się kolorami białym, różowym i czekoladowym.

Pierniki z rumieńcami :)



Jak rozgwieżdżone niebo

poniedziałek, 9 grudnia 2013

o zbawieniu

Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie! Niech wyda kwiaty jak lilie polne, niech się rozraduje, skacząc i wykrzykując z uciechy. Chwałą Libanu ją obdarzono, ozdobą Karmelu i Saronu. Oni zobaczą chwałę Pana, wspaniałość naszego Boga. Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe! Powiedzcie małodusznym: Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto — pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, by zbawić was. Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło krzyknie. Bo trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie; spieczona ziemia zmieni się w pojezierze, spragniony kraj w krynice wód; badyle w kryjówkach, gdzie legały szakale na trzcinę z sitowiem. Będzie tam droga czysta, którą nazwą Drogą Świętą. Nie przejdzie nią nieczysty, gdy odbywa podróż, i głupi nie będą się tam wałęsać. Nie będzie tam lwa, ni zwierz najdzikszy nie wstąpi na nią ani się tam znajdzie, ale tamtędy pójdą wyzwoleni. Odkupieni przez Pana powrócą, przybędą na Syjon z radosnym śpiewem, ze szczęściem wiecznym na twarzach: osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie.
(Iz 35, 1-10) 
 Czasem właśnie jak ta spieczona i wyjałowiona ziemia się czuję, chyba w każdym jest taka tęsknota (czasem bardzo głęboko ukryta) za czymś większym, za Kimś, kto wypełni pustkę i nasyci pragnienie. Obietnica dana w dzisiejszych czytaniach przez Słowo napełnia mnie radością, pomaga żyć i czekać, daje nadzieję w trudzie codzienności

Oby dzień dzisiejszy był okazją do dobrego dla nas wszystkich! 

czwartek, 5 grudnia 2013

Adwent...

zaczął się dla mnie bardzo pracowicie i pewnie nie będzie w nim dużo czasu na zatrzymanie. A tak bym chciała. Z drugiej strony: chcieć to móc, więc może się jednak uda :).


W domu w niedzielę powstał wieniec adwentowy — tym razem ubrany berberysem...


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...