SZUKAJ W BLOGU

czwartek, 27 czerwca 2013

Makaron ze szpinakiem - szybko

Że lubię zielone — wiecie, że często brakuje mi czasu — też. Lubię gotować, nie szkoda mi na to czasu, ale jednak muszę się w tym hamować, bo przecież mam też inne zajęcia.

Lubię czas letni, kiedy gotowanie jest wyjątkowo proste i szybkie. Może też dlatego, że wymagania są mniejsze. Zwłaszcza jak temperatury są wysokie to z przyjemnością sięgam po warzywa i owoce w formie prawie surowej. To prawie dużo zmienia... krótkie smażenie, gotowanie, blanszowanie, odrobina oliwy, soku z cytryny lub balsamico, przypraw... Sama temperatura sprawia, że smaki są jakby intensywniejsze i naprawdę nie trzeba wiele wysiłku i czasu... zresztą przecież czekamy na dania rześkie.

Wyprawa na bazarek — przyjemność i męka, bo jak nie kupić wszystkich świeżych warzyw i owoców?! A przecież jak kupię za dużo to potem będziemy wyrzucać (bardzo tego nie lubię!). Oczami wyobraźni widzę co można by z tych dobrych świeżych rzeczy przyrządzić i kupiłabym wszystko. Tylko kto to zje? Przecież nie mam pułku wojska do wykarmienia. Więc jak mogę tak się hamuję i powtarzam: przyjdę tu za klika dni jak skończy się to, co już kupiłam :).

Ostatnio wróciłam ze szpinakiem. 

SKŁADNIKI
  • makaron
  • szpinak
  • oliwa
  • czosnek
  •  śmietana
  • sól, gałka muszkatołowa 

Szykowanie szpinaku w śmietanie
 
WYKONANIE
Najpierw „pranie” w dużej ilości wody, kilka razy, tak żeby nie został piach na liściach. Po takim myciu szpinak osuszam w wirówce do sałaty. Na kuchence nastawiam wodę na makaron, na patelni rozgrzewam odrobinę oliwy i wrzucam liście. Jak zaczynają mięknąć dodaję sprasowany czosnek. W międzyczasie wrzucam makaron do gotującej się posolonej wody. Do szpinaku dodaję śmietanę, gałkę muszkatołową i sól. Wszystko „dochodzi” w tym samym momencie. Odlany makaron polewam odrobiną oliwy, nakładam na talerze i na wierzchu podaję szpinak ze śmietaną. Jak ktoś lubi to można jeszcze wszystko posypać utartym serem.


Gotowe!

Ps. A wiecie, że w lecie też można dostać zapalenia uszu? Ano, tak. Dziwnie. Najtrudniej trzymać to ucho tak, żeby go nie przewiało, bo niby w czapce mam chodzić jak jest ciepło?! Na rower wkładam opaskę... Dobrze, że przynajmniej nie boli mocno...

wtorek, 25 czerwca 2013

Bób

Lubię bób. Bób ma takie właściwości, że ugotowany szybko znika w bliżej nie wyjaśnionych ;) okolicznościach.

Bób wyłuskany

Jak mam troszkę więcej czasu to przyrządzam bób na patelni.

Bób na patelni

 SKŁADNIKI
  • bób
  • oliwa
  • świeży romzaryn
  • czosnek
  • pieprz, sól

Czosnek

WYKONANIE
Najpierw krótko (ok. 10 minut) obgotowuję bób, potem siadam i łuskam. Ucinam kilka gałązek rozmarynu, płuczę i obrywam listki. Na patelni na rozgrzaną oliwę wyrzucam wyłuskany bób. W trakcie smażenia dodaję rozmaryn, rozgnieciony ząbek czosnku, sól i pieprz. Można podawać na ciepło i na zimno. Ja lubię przygotować wieczorem i następnego dnia zabrać w pudełku do pracy.

Bób z rozmarynem na patelni. Smacznego!

czwartek, 20 czerwca 2013

Gdzie tu konsekwencja?

Mojemu Mężowi kładłam tysiące razy do głowy to zdanie: „Jak kupujesz jogurty owocowe, to proszę omijaj truskawkowe...chyba, że dla siebie, bo ja nie lubię”. Prawda jest taka, że nie znoszę, absolutnie, ale to absolutnie nie potrafię zdzierżyć truskawkowych produktów. Nie i już!

Truskawki, jogurt, malakser... będzie koktajl!

Mimo to, z truskawkami, bananem (dziękuję za podpowiedź — bo to tutaj się nauczyłam tak słodzić), jogurtem i malakserem mogłabym się nie rozstawać cały rok... To niestety nie możliwe, a może na szczęście, bo pewnie by się inaczej ten zestaw nudził. A tak, czekam na niego cały rok :). A jak już truskawki są najprawdziwsze, pachnące słońcem, deszczem, wiatrem i ziemią to jakby był raj...

Pierwsze truskawki zjadam tak bez niczego. Z niecierpliwością już w trakcie mycia zjadam je wprost z szypułek. Kolejne porcje są już elegancko wyszypułkowane, czasem pokrojone, a to z mlekiem, a to z cukrem pudrem, jogurtem lub bitą śmietaną. Zamieniają się w koktajle pite ciepłymi wieczorami.

A oto efekt końcowy!

A na koniec zostaje zawsze najlepsze — czyli wylizywanie resztek przy pomocy palucha. Czy ktoś mówił, że ja jestem dorosła? Wam i sobie życzę jak najwięcej chwil dziecięcych :).

niedziela, 16 czerwca 2013

czas gna jak szalony...

Minęły już dwa lata od momentu, kiedy mój świat wywrócił się do góry nogami, kiedy wszystko, co wydawało się mnie definiować, mnie i moje palny na przyszłość, stanęło pod znakiem zapytania. Znak zapytania nie zniknął. Mogłabym długo i namiętnie opowiadać o nieszczęściu i cierpieniu, które mnie dotknęło i dotyka prawie każdego dnia. Nie chcę. To nie ma znaczenia. Przepraszam Was moi Bliscy, bo Wiem, że nie zawsze to rozumiecie, że cierpicie widząc moje łzy. A ja tego nie chcę, złoszczę się nieraz, kiedy widzę Wasze zmartwienie nad sobą. Chcę, żebyście mimo moich łez radowali się prawdziwie razem ze mną tym co odkrywam, czego się uczę, moimi małymi zwycięstwami w sytuacji trudnej. Nie da się zaprzeczyć czy zapomnieć cierpieniu, ono po prostu jest, każdy go doświadcza, ale jak wielkie by ono nie było nie warto uczynić z niego centrum życia. Życie jest piękne, ciekawe, darowane jako skarb cenny. Warto je dobrze wykorzystać. Nie wiem co przede mną — prawdę mówiąc nikt tego nie wie. Czasem dopadają mnie strachy, ale wolę skupiać się na tym co dane i zadane jest mi na chwilę obecną. Nauczyłam się być szczęśliwa w miejscu i czasie, w którym się aktualnie znajduję. Szczęśliwa tak, jak wcześniej nie potrafiłam, doświadczam pokoju i wolności. Przestałam być niewolnikiem własnych wyobrażeń o swoim życiu, a umiem znajdować radość w tym, co jest i nadal marzyć.

Boże Dobry, dziękuję Ci za siły, żeby wstać rano, kiedy wydaje się, że nic nie ma sensu, za promienie słońca, za kwiaty, za ludzi życzliwych i tych, co uczą pokory i „miłości mimo”, za posiłki, za uśmiechy i łzy, za udaną prezentację na konferencji, za zdany egzamin, za pouczającą rozmowę z profesorem, za moich studentów, za rzeczy małe i wielkie!!! Dziękuję Ci bardzo!!! Szczególnie za opiekę przez ostatnie dwa lata!!!

sobota, 15 czerwca 2013

wiosenne cięcie - post wreszcie ukończony, ale już mocno przedawniony...

bo chyba z połowy kwietnia, ale szkoda mi go kasować.

Wiosna długo nie chciała przyjść. Chyba dlatego, razem z tą nieznośnie przedłużającą się zimą mnie też wszystko ciągnęło się w nieskończoność. Ledwo uporałam się z jednym nadchodziło kolejne. Poza tym jak nie jest łatwo, jak mi coś ciąży to mój organizm ucieka w sen... potrzebuję wtedy snu na potęgę i żadna ilość nie wydaje się za mała. Normalnie nie należę do śpiochów, ale kiedy jest ciężko, kiedy trudności się piętrzą mogłabym spać 24 godziny na dobę. Hm... jedni z kłopotów spać nie mogą, a ja jakby przeciwnie...

W każdym razie zima poszła precz i ja też postanowiłam, że muszę bardziej postawić się przeciwnościom. Właściwie to nie muszę... chcę, chcę bardziej przeciwstawić się przeciwnościom, chcę bardziej zawalczyć o życie (nie tylko w perspektywie ziemskiej), chcę bardziej zadbać o siebie i swoje otoczenie!

Dziś zaczęłam od cięcia ...włosów a potem roślin :). Od dwóch lat miałam włosy długie, opadające na plecy i dziś je ścięłam. Moja twarz nabrała innego wyrazu, zrobiło się lżej. Choć trochę żal się zrobiło jak spojrzałam na to, co zostało na podłodze u mojej fryzjerki, to myślę sobie jednak, że to jest czas na zmiany, na to, żeby dać szansę temu co przede mną. Nie zamierzam zapominać o życiu tu i teraz. Lekcji, którą przeszłam, nigdy nie zapomnę. Ale prawdziwe życie to życie łaską chwili obecnej bez strachu, a ja się ostatnio trochę „zaskorupiłam” w  postaci przetrwalnikowej. Jak ziarenko, które postanowiło nie kiełkować, bo a nuż będzie za zimno, albo za sucho, albo wody za dużo... a przecież nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby się odważyć na kiełkowanie :) inaczej żadnych kwiatków nie będzie...

Życzę udanych i pełnych odwagi wiosennych cięć!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...